czwartek, 1 grudnia 2016

CHŁOPCY POLONIA


CHŁOPCY Stanisława Grochowiaka w POLONII przedstawiają widzom to dziecko w mężczyźnie, które się nigdy nie zestarzeje, ciągle wierzga, buntuje się, łobuzuje. Nie chce się zmienić, nie chce z siebie i radości życia zrezygnować, nie chce się poddać starości, która, jak wiemy, najmniej się Panu Bogu udała. To obraz optymistyczny, ciepły, pogodny. Ilustruje jasną, radosną, witalną strefę cienia, w którą nieubłaganie wkraczają bohaterowie. W którą wkroczy prędzej czy później każdy z nas.

Ujmujące, czułe, wzruszające jest to czarowanie rzeczywistości przez mężczyzn, którzy ignorują swój wiek i jego ograniczające wolność symptomy, pozbawiające ich możliwości smakowania cudowności życia, jakie znają, pamiętają, pragną, bo te są coraz częściej poza ich zasięgiem. Gaśnie nieuchronnie w nich samych wola, instynkt życia. Nieubłaganie, naturalnie, nieodwołalnie. Świat się wokół nich zamyka. Potencjał życia się wyczerpuje. Czują to i widzą. Boleśnie tego doświadczają.

A jednak w ograniczonym rewirze domu starców, miejscu bez właściwości, prowadzonym przez siostry zakonne emerytowany kościelny Jo-jo, wiecznie skonfundowany, niepewny/Stanisław Brudny/, nieustannie szarżujący rubaszny huncwot Pożarski /Marian Opania/, wyniosły, dumny, o posturze szlachetnej, arystokratycznej były producent wód gazowanych Kalmita,/Krzysztof Gosztyła/, najmłodszy pośród starszych towarzyszy doli i niedoli Smarkul, wieczny fajtłapa, ofiara losu, chłopak na posyłki/Krzysztof Kiersznowski/ i ujarzmiający pioruny Profesor fizyki/Piotr Kozłowski/ dzielnie walczą o to, by nadal być, kim byli, każdy po swojemu. O swoją niezależność, zaspokajanie potrzeb zgodnie z własną naturą. Nie panują już nad swoim życiem, ale kontrolują jeszcze proces starzenia. Bronią się przed przyznaniem do porażki, starają się zachować twarz, próbują nie ulegać coraz częściej dopadającym ich słabościom.To nie jest smutny oddział geriatryczny a kabaret starszych panów, którzy ze sztubackim poczuciem humoru, niepoważnym dystansem, idiotyczną drwiną, infantylną złośliwością czubią się i lubią. Jak jurne smarkacze skaczą sobie do gardeł. Jak nicponie obrażają się, kłócą, godzą. Zaczepiają, uwodzą dokuczają paniom, które chcą przejąć nad nimi władzę. Sprośnie, wulgarnie żartują. Drwią, obgadują, plotkują. Żyć bez siebie nie mogą-solidarni, braterscy, przyjacielscy- w wybrykach, rozrabianiu, psoceniu. Wzajemnych animozjach i akceptacji. Silniejsi razem. Świetni kumple. Wesoła ferajna. Chłopcy.

Ale nie są śmieszni a radośni, nie są też żałośni a pocieszni. Nie są zdziecinniali. Szlachetnie melancholijni, zadziornie niepokorni potrzebują bliskości, ciepła, zrozumienia. Poważnego traktowania. Nie przekraczają granicy kompromitacji. Każdy inny, charakterystyczny, dosadny. Wyraziście scharakteryzowany. Umotywowany. Osadzony w kontekście życiorysu, sytuacji bieżącej, piętna swoich przyzwyczajeń i nawyków. W momencie przejścia od pragnienia do wyrzeczenia. Akceptacji zmian w życiu. W zderzeniu świata męskiego ze światem żeńskim. W relacji opiekuna i podopiecznego jak matki i dziecka. To kontrast płci, ról życiowych kobiety i mężczyzny, potrzeb indywidualnych każdego, wyzwala burzę, powoduje iskrzenie, przywraca wigor. Ożywia atmosferę, wskrzesza nadzieję, podtrzymuje na duchu, przywraca do pionu. Pozwala pogodzić się z losem. Znosić go z godnością. Zachować szacunek. Nie dać się pozbawić człowieczeństwa, bo to prowadzi do uprzedmiotowienia starców, traktowania ich protekcjonalnie, źle, nieczule. Bronić się przed upupieniem, wtłoczeniem w rolę czekającego na śmierć martwego za życia ciała. I być świadomym, że przyszłość to pasmo nieustających klęsk i porażek, kompromisów. Czy można się do tego przygotować, spokojnie pogodzić się z tymi porażkami, które funduje starość? By nie były przy tym upokarzające i nie czyniły starców śmiesznymi. Spektakl pokazuje, że może być śmiesznie bez ośmieszania. Radosne, beztroskie chwile są potrzebne, odrobina stresu dodaje pikanterii, jest ożywcza. Tak łatwo można przekroczyć granicę terroru, przymusu, okrucieństwa. Nawet z imieniem Boga na ustach. Nawet ze sztywnym, nieludzkim regulaminem instytucji. Młodość też potrafi nie liczyć się ze starością. Bezwzględna, niewyrozumiała, nieelastyczna.Tak łatwo się irytuje, nie jest cierpliwa, spolegliwa. Młoda sistra zakonna z pozycji siły stosuje cały arsenał środków opresji. Jest surowym sędzią, nieczułym formalistą.Traktuje starców jak nieposłuszne, krnąbrne, złośliwe dzieci. Siostra przełożona jest jej przeciwieństwem, ale sama jest w wieku swych dobrowolnych penitencjariuszy i dobrze wie, jak się czują. Jest wyrozumiała, łagodna, dobra. Rozumie swoich rówieśników mądrością życiową. Barbara Horawianka obdarza ją swoim ciepłem, wrażliwością i praktycznym podejściem do problemów, które wprawnie rozwiązuje. Maria Pakulnis w roli żony Kalmity to kobieta, która czuje ciężar upływającego czasu i stara się tak swój świat zorganizować, by nie stracić gruntu pod nogami. Do jej bieżących problemów dochodzą te, które związane są z procesem starzenia się i mają wpływ na jej urodę, karierę, traktowanie przez środowisko, w którym się obraca. Po dziesięciu latach rozłąki z mężem znów chce, by z nią zamieszkał, by mogła wypełnić nim swe życie. Kalmita dopiero w tym momencie, przechodząc z jednej niewoli do drugiej, pozbawiony towarzystwa kolegów, dojrzewa do poważnej rozmowy z żoną. Jednak jak nastolatek w okresie buntu ucieka z domu. I będzie musiał do niego wrócić, by sprostać nowym wyzwaniom. Starość niewiele ma ludziom do zaoferowania. Więcej odbiera niż daje.

Świat nie akceptuje starości. Albo ją ignoruje albo wyklucza. Izoluje się od niej skutecznie i brutalnie. Reaguje na nią nerwowo i obcesowo. Najchętniej wyeliminowałby starców z życia publicznego, bo zaburzają jego poczucie piękna i harmonii. Obciążają go, absorbują. Tymczasem starość się rozrasta, jej populacja będzie stale rosnąć. Potężnieć będą związane z nią problemy. Dopóki świat jej nie zaanektuje, nie nauczy się na powrót z nią żyć. Śmiać się beztrosko, dobrze bawić. Dlatego sztuka ta jest ważna, nic a nic się nie zastarzała. Nadal jest aktualna, świeża i zabawna. Niesie obserwacje o ponadczasowym znaczeniu. Skłania do wniosków, które i dziś wyciągamy. A przecież starość to tylko kolejna faza życia. Mniej atrakcyjne, bardziej wymagające jego wcielenie.

Miły to był wieczór. Dobry, wzruszający. Spędzony w doborowym towarzystwie. Doskonały, mądry tekst Grochowiaka, dojrzałe, lekkie aktorstwo, dystans humoru bawił, uczył, przestrzegał. Uwrażliwiał. Pozwalał w znieczuleniu komedii na oswajanie lęku przed starością, grą wstępną śmierci. Jej destrukcyjną, degradującą mocą. Której przeciwstawić się może jedynie siła młodego, radosnego, wolnego ducha, wzmocnionego mocnym poczuciem wartości samego siebie, wyobraźni, fantazji. Dziecka w sobie.


CHŁOPCY   STANISŁAW GROCHOWIAK
Reżyseria: Mirosław Gronowski
Scenografia i kostiumy: Ewa Gronowska
Światło: Paweł Szymczyk
Opracowanie muzyczne: Małgorzata Przedpełska-Bieniek
Asystent scenografa i kostiumologa:Małgorzata Domańska
Producent wykonawczy: Magdalena Kłosińska
Asystent producenta wykonawczego: Anna Popławska

Obsada:

Aleksandra Domańska, Justyna Ducka, Barbara Horawianka, Helena Norowicz, Maria Pakulnis, Stanisław Brudny, Krzysztof Gosztyła, Krzysztof Kiersznowski, Piotr Kozłowski, Marian Opania

Data premiery: 18 listopada 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz