Ostatnio temat dopalaczy przycichł w środkach masowego przekazu. Jakby problem w ogóle nie istniał. Już nie jest sensacyjnym newsem. Dyżurną interwencją. Szumem politycznych rozgrywek. Elektryzującym wołaniem do sfery publicznej o ratunek, o rozsądek, o ochronę zdrowia i życia. Przekazem epatującym ostrością informacji o śmiertelnych ofiarach. Straszącym potwornością spustoszeń jakie czynią w coraz liczniejszych, coraz młodszych organizmach tych, którym udało się przeżyć. Nawet jeśli się pojawia drastyczne doniesienie, szybko jest zapominane, bo nikt nie zwraca na nie szczególnej uwagi, nikt się ofiarami nie przejmuje. Przyzwyczajenie do hiobowych wiadomości w mediach skutecznie znieczula ludzką wrażliwość. Bardzo szybko oswaja ze śmiercią nie swoją. Każdy myśli, że go ten problem nie dotyczy. Nic złego nigdy mu się nie przydarzy. Taka jest siła braku doświadczenia, myślenia o skutkach, do przodu! Uwaga skoncentrowana na sobie, speedowanie na maksa dla siebie, chęć zaimponowania innym, złudne poczucie sprawowania kontroli nad swoim życiem ogranicza pole wyobraźni. Zaciera jasną ocenę sytuacji. Zwłaszcza, że świat dorosłych jest w życiu młodych nieobecny lub bezsilny. Wycofany. Całą odpowiedzialność przerzuca na młodych. Ci, pozostawieni sami sobie decyzje podejmują spontanicznie, pod wpływem impulsu, chwili, emocji. Magia i chemia tabletki działa, staje się panaceum rozpalającym światy równoległe, gaszącym nudny, trudny, wymagający, wrogi real.
Teatr spektaklem problem dopalaczy zgłębia, przepracowuje najlepiej jak potrafi, bo poprzez sztukę. Nie odpuszcza złu, które zbiera krwawe żniwo. Pragnie wniknąć w podświadomość, rozbudzić świadomość, by rozprawić się z nim u źródła. Ex ante zanim będzie ex post. Tam, gdzie się rodzi wszelka potrzeba uatrakcyjnienia życia, dotrzymania mu tempa. Tam gdzie pokusa jest silniejsza od rozsądku. Od lęku. A deficyt miłości, bliskości, czułości karmi samotność, wypiera ducha z ciała.
Sztuka ma tą siłę w sobie fatalną, dysponuje potężnym instrumentarium, potencjałem środków wyrazu opowiadanej historii, by uruchomić wrażliwość wyobraźni, tchnąć w nią wojujący obraz życia przeciw śmierci. Wzmocnić instynkt przetrwania. Poprzez emocje dotrzeć do rozumu, by ostatecznie on podejmował właściwe decyzje. By chronił, ratował zdrowie i życie. Bo przecież sięgając po dopalacze nikt śmierci nie szuka, nie pragnie a jednak ciągle jest zaskoczony, że bardzo szybko się z nią spotyka.
DOPALACZE. SIEDEM STOPNI DONIKĄD, spektakl Teatru Kamienica w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego, drogą artystycznych starań próbuje walczyć o każdego w kontekście wyborów decydujących o życiu i śmierci. W świecie, którym można łatwo się zgubić, bo tak szybko się zmienia, tak wiele od wszystkich wymaga. Nie jest łatwo nadążyć, nie jest prosto się przystosować. Do tempa, zmian, przyśpieszenia. Nie sposób też wszystko wiedzieć. Jak przetrwać w czasach dopalaczy, gdy niektórzy sądzą, że są niezbędne, by wejść na orbitę kontrolowanej, galopującej rzeczywistości, gdy brakuje empatii w systemie totalnej konsumpcji, deficytu czasu, ograniczonej wyobraźni, stępionej wrażliwości ? Co się stało z instynktem samozachowawczym? Tak mało kosztuje rezygnacja z niego za chwilę odjazdowej, wirtualnej rzeczywistości- atrakcyjnie abstrakcyjnego szczęścia, odczuwania lekkości bytu, bajecznych doznań kosztem skutków pogłębiających samotność, alienację, wyniszczenie ducha i ciała. Tak nam świat uwiera lub ucieka. Boli. Zanim się go dobrze pozna, przychodzi pora umierać.
Dopalacze to problem społeczny. Narastający. Do przepracowania. Teatr to dobre miejsce, sztuka to dobry sposób. Szczególnie ten spektakl. Prosty, przejrzysty, jasny. Z żelazną dyscypliną przemyślany, konsekwentnie napisany, nowocześnie wyreżyserowany, interesująco zagrany. Z duchem, w estetyce naszych czasów. Brawo dla Wawrzyńca Kostrzewskiego, który wraz z Justyną Bargielską potrafił temat ująć w tekście niebanalnym, metodycznym, zrozumiałym. Który skomponował w bieli trzech ścian piekło grozy egzystencjalnych lęków młodych ludzi pozostawionych samym sobie w nieprzyjaznym im, wymagającym zbyt wiele świecie, w zaburzonych, trudnych relacjach, przy braku porozumienia, wsparcia, zaburzonej, niedostatecznej komunikacji ze światem dorosłych. Nieprzystosowanych, niedojrzałych. Błądzących w poszukiwaniu wrażeń, emocji, wolności, akceptacji. Pragnących mieć coraz więcej, czuć coraz mocniej. Potrzebujących normalności, uwagi kochających ich osób. Gdy popełnić błąd można często tylko raz. Bo dopalacze uzależniają, wyniszczają, zabijają. A wtedy na cofnięcie czasu jest już za późno. Na przywoływanie do siebie najbliższych, na prośbę o pomoc, odpowiada im cisza. Wieczna cisza. Zamknięci, uwięzieni w czarnym, plastikowym worku wysunięte mają stopy ozute w czerwone trampki na ostatnią drogę w niebyt. Ostatnią drogę donikąd.
Olga Sarzyńska z temperamentem, dynamicznie, wiarygodnie, przejmująco to wizualizuje. Wykonuje kawał doskonałej roboty aktorskiej, buduje wymagającą, niełatwą rolę. Osiąga świetny efekt. To na jej barkach spoczywa wciągnięcie emocjonalne widzów w sceniczną narrację, przykucie ich uwagi, by przejęli się losem bohaterki. By wyszli z teatru nieobojętni. Dobrze przygotowani do przemyśleń, do dyskusji. Zadanie jest piekielnie trudne, bo temat jest niezwykle delikatny i skomplikowany. Łatwo przeszarżować, unieważnić delikatną materię działania sztuki dydaktycznym, pouczającym, fałszywym tonem. Udało się tego na szczęście uniknąć. Dzielnie jej towarzyszą i wspierają Paweł Koślik i Mateusz Lisiecki-Waligórski. Brawo!
Właściwie obecność na tym spektaklu winna być obowiązkowa. Na tej edukacyjnej, uświadamiającej lekcji o dopalaczach, a przede wszystkim o nas, o zwariowanym, szalonym, skomplikowanym świecie tu i teraz. Stawka jest wysoka. Ba, najwyższa. Liczy się każde życie. Każde ma wartość bezcenną i głęboki sens, nawet jeśli o tym samo o sobie nie wie. Nawet jeśli to kwestionuje lub odrzuca. Zazwyczaj przeczuwa jego znaczenie ale ciągle szuka potwierdzenia, uzasadnienia, gwarancji. Tak łatwo można popełnić błąd, tak łatwo zbłądzić. Młodość niczego się nie boi. Młodości wszystkiego mało. Nie docenia tego co ma. Nie czuje, że to wystarczy, by być szczęśliwym zwłaszcza gdy patrzy na rozpadający się świat rodziców, brak w nim stałości, wartości i wie, że nie może na nich liczyć. A tu nieustannie trzeba walczyć. Ale żeby walczyć, trzeba żyć. Żyć, cokolwiek to znaczy. Teatr tym spektaklem czule prowadzi każdego przez siedem stopni wtajemniczenia do uświadomienia, że dopalacze to droga prowadząca donikąd. Wystarczy artystom na to pozwolić. Wystarczy sztuce zaufać. Wystarczy w teatrze być. To jeden z tych "dopalaczy" naturalnych, nieszkodliwych, których istnienie jest mocno uzasadnione, pożądane. Uzależnienie od sztuki może się przerodzić w pasję. I być kolejnym stopniem do nieba. Za życia jeszcze. Powodzenia.:)
DOPALACZE. SIEDEM STOPNI DONIKĄD
autorzy: Justyna Bargielska, Wawrzyniec Kostrzewski
reżyseria:Wawrzyniec Kostrzewski
muzyka: Piotr Łabonarski
koncepcja scenograficzna i projekcje: Maria Matylda Wojciechowska
kostiumy: Olga Sarzyńska, Maria Matylda Wojciechowska
zdjęcia: Rafał Latoszek
charakteryzacja: Kaja Aleksandra Jałoza, Katarzyna Żurawska
obsada: Olga Sarzyńska, Paweł Koślik, Mateusz Lisiecki-Waligórski
premiera: 3.11.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz