czwartek, 6 października 2016

DEMON TEATRU czyli mniejsza o to TEATR ATENEUM

Jak zwykle, tak jest i w tym przypadku, w teatrze podglądamy. My, publiczność. Poznajemy kulisy pracy nad przedstawieniem teatralnym. Spektakl  jest szczególnie interesujący dla tych, którzy interesują się procesem twórczym w teatrze. Chcą wiedzieć, jak powstaje dzieło sceniczne, jak to się robi, jakim kosztem. I nie jest to dla artystów proste zadanie do wykonania. Obserwujemy bowiem komponowanie całości dzieła, dostrajanie się kwintetu aktorskiego gdzie jeden z aktorów gra reżysera. Odsłania się przed nami to, co zazwyczaj jest poza zasięgiem publiczności a poprzedza wypracowanie produktu ostatecznego w teatrze, czyli spektaklu.  I nie wygląda to zbyt atrakcyjnie. Bo widzimy mozół tworzenia, trud szukania porozumienia, próbę kształtowania relacji pomiędzy uczestnikami projektu, wypracowywanie i wdrażanie w życie idei sztuki w indywidualnej interpretacji poszczególnych osób. Interesujące są boksowania pomiędzy reżyserem a aktorami. Rozmowy, mediacje, knowania. Reżyser manipuluje, jątrzy, prowokuje. Stosuje metodę kija i marchewki, zasadę dziel i rządź. Nie stroni od brutalnych środków perswazji. Nie rezygnuje z kontrowersyjnego zachowania i traktowania aktorów. Ale i oni chcą przeforsować swoje racje, osiągnąć własne cele. Wzajemne animozje, spięcia, nieporozumienia wynikają z różnic charakteru, sposobów myślenia o pracy w teatrze, nad sztuką. Zderzają się ze sobą przyzwyczajenia, oczekiwania, ambicje, pomysły, inicjatywy. Otrzymujemy obraz wzajemnej walki, sporów, podchodów, przepychanek. Jest trudno, jest ciekawie. Brutalnie,  niepoprawnie. Ale i wesoło.

Publiczność ma okazję przyjrzeć się wątpliwościom twórczym, zasadom i metodom pracy zarówno aktorów jak i reżysera. Ich podejściu do sztuki, jej interpretacji, stylistyki wystawienia, odczytywanych, rozumianych sensów. Uwidocznione są tu odwieczne problemy, z jakimi się do dziś borykamy w sporach, dyskusjach, podejściu do sztuki teatralnej. Wystawiać kanonicznie, zgodnie z literą tekstu i intencją autora czy przepisywać, skracać, poprawiać aby wydobyć i podkreślać współczesność dzieła. Jego uniwersalne sensy i przesłanie. Co i jak zmieniać, jaki na to mają wpływ reżyser i aktorzy. Jakie są granice wszelkich zmian. Czy są do przyjęcia. Zmieniać dzieło, by zmieniać też publiczność, wpływać na jej sposób myślenia czy jest to tylko sztuka dla sztuki, sposób na zadowolenie wydumanego, wyolbrzymionego ego artysty, który chce za wszelka cenę zostać zauważony. Czy wszystkie chwyty są dozwolone w obrębie interpretacji dla wystawienia sztuki. Co jest ważne, najważniejsze. Z jednej stronie każdy artysta chce uczestniczyć w projekcie teatralnym zgodnie ze swoim przygotowaniem, poglądem na rolę ale z drugiej strony ma ambicję wypaść jak najlepiej i  by przy okazji racja była po jego stronie. Trzeba się podporządkować reżyserowi ale i ugrać dla siebie jak najwięcej, jak najkorzystniej. Również na przyszłość. Kariera ma się rozwijać po myśli każdego teatralnego indywidualisty jakimi są aktorzy. Artyści. Przecież też każdy z nas.

Mamy więc do czynienia ze sprzecznymi często interesami, postawami, wyobrażeniami co do własnego udziału w przedsięwzięciu, którego sukces winien być wspólnym celem. Aktorzy więc grają nie tylko swoje role w spektaklu ale grają też na siebie wchodząc w różne układy, związki, zależności interpersonalne. Jak pogodzić to wszystko, by w tym galimatiasie różnorodnych spójności i sprzeczności wypracować można wspólny front pracy? Maksymalnie zaangażować wszystkich, by dali z siebie wszytko. By pozyskać ich do wspólnego działania. By zafascynować ich ideą, sensem sztuki. Jak to osiągnąć? Do tego potrzeba niesłychanego talentu i predyspozycji/by zafascynować ale i zwalniać/, najlepiej charyzmy, ale i znajomości ludzi, docierania do nich i umiejętności wypracowania zaufania. Szczęścia. Jest tak wiele niewiadomych w procesie tworzenia spektaklu, że trudno jest przewidzieć czy ostatecznie zakończy się sukcesem czy nie. No cóż, jeśli nie w tym teatrze i z tymi aktorami, to być może innym razem gdzie indziej.

Pokazanie złożoności relacji międzyludzkich w tym konkretnym przypadku jest bezcenne. Uwidocznienie ambicji, priorytetów autora sztuki/ w sposób pośredni/ z jej bezpardonową "obróbką" dokonywaną przez artystów teatru w konfrontacji z oczekiwaniami publiczności brawurowe. Bo teatr uczy. Ćwiczy. Bezpiecznie testuje. Odkrywając swoje trzewia, udziela lekcji anatomii. Prowadzi krok po kroku.  A sztuka Schaeffera jest nadal aktualna, jakby żywcem przeniesiona z wielu teatrów. Sama o sobie opowiada, sama siebie przedstawia, analizuje. Sama siebie krytykuje, ale i bawi się sobą. Bezkompromisowa, prawdziwa rozumie, że publiczność też chce się i uczyć, i bawić. A to może być też sprzeczne z osobistym interesem i ambicjami, zarówno reżysera, jak i aktorów.

Nie jest łatwy w odbiorze ten spektakl. Kameralny, minimalistyczny, surowy, oparty na zindywidualizowanej grze aktorskiej. Szczególnie na początku gdy aktorzy nieustannie wchodzą i wychodzą /do i z przestrzeni wypełnionej tylko krzesłami, stojakami do nut/, uprzednio przeglądając scenopisy, sceny są króciutkie, zdawkowe a interludium wypełnia irytująca, ciągle ta sama muzyka  może niesłusznie kojarząca mi się z filmem GODZINY.  Wytrwałość się opłaci. Niekonwencjonalna sztuka pokazująca konwencjonalne, ludzkie, życiowe sytuacje przybliża nam teatr, jego rozumienie poprzez ludzi, którzy w nim pracują, go tworzą. Okazuje się, że są jednymi z nas i również poszukują sensu w sztuce, sensu wysiłku podejmowanego dzień po dniu, zgodnie z własnymi ambicjami, predyspozycjami i możliwościami. Zachowanie godności nie jest zawsze możliwe. Upokorzenie i nagięcie się do innych do zniesienia. A osiągnięcie celu-osobistego czy wspólnego- w zasięgu. Czasem trzeba pozwolić sobie i innym odpuścić. Zdecydować się upaść, przyznać do porażki. Następnym razem może się uda. Nie traćmy nadziei.

Zwłaszcza, że aktorzy Teatru Ateneum grają wspaniale. Ewa Telega reprezentuje kobietę, aktorkę, osobę, której nie jest łatwo pracować wśród mężczyzn. Krzysztof Tyniec gra nowoczesnego reżysera demiurga, który stara się za wszelka cenę przekonać do swojej koncepcji pracy i interpretacji sztuki. Działa z pozycji siły. Nie unika kontrowersyjnych sposobów oddziaływania na ludzi teatru, przecież równie wrażliwych jak on sam. Nie stroni od manipulacji, szantażu,  prośby i groźby. Stara się lecz to nie wystarcza. To za mało. Opór jest zbyt duży. Każdy z aktorów jest indywidualistą, skupionym na własnym interesie, karierze. Nie udaje się zjednoczyć, pozyskać, przekonać tych wsobnych światów osobowych do jego koncepcji. Tak bywa. To sie zdarza. Również w naszej bieażącej rzeczywistości teatralnej. Projekty padają, nie są realizowane. Krystian Lupa nie dokończył swojego tryptyku PERSONA w Teatrze Dramatycznym, wielu aktorów odmawiało współpracy z reżyserem /Szczepkowska z Lupą,  Małecki z Kleczewską/ lub sprawiało, że spektakl został zerwany /Szapołowska w Teatrze Narodowym/.

Na szczęście spektakl DEMON TEATRU udało się wystawić  w Teatrze Ateneum. Czy z sukcesem, mniejsza o to. Oceńcie osobiście. Przekonajcie się sami. Powodzenia.:)

DEMON TEATRU  czyli mniejsza o to  Bogusław Schaeffer 

reżyseria i scenografia – Andrzej Domalik
kostiumy – Dorota Roqueplo
muzyka – Mateusz Dębski
choreografia – Liwia B
r A – Mateusz Łapka
Aktor B –Bartłomiej Nowosielski
Aktor C – Grzegorz Damięcki
Aktorka – Ewa Telega
Reżyser – Krzysztof Tyniec

premiera: 11.06.2016
fot.: Bartek Warzecha

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz