Z jednej strony mamy naturalną więź rodzinną ale z drugiej bardzo długi okres braku jakiegokolwiek kontaktu. Dziecko wychowało się bez ojca, którego nikt nie poznał, z dala od matki. Tęskniło za nią, pragnęło jej obecności, dotyku, jej czułości, miłości, uwagi, pomocy. Im dotkliwiej brakowało uczuć, troski rodziców, tym większe rosło w dziecku niezaspokojone pragnienie bliskości. Obie dojrzałe kobiety mogą porozmawiać dopiero wtedy, gdy już nic nie da się w przeszłości zmienić. Nie można odzyskać straconego czasu. Rodziców nie było gdy dziecko najbardziej ich potrzebowało. Dorastało w samotności, coraz bardziej w swoim tylko świecie niedostępnym dla dorosłych.
Spotkanie matki z córką wszystkie tego konsekwencje dobitnie ujawnia. Matka nadal przebojowa, kreatywna, silna, wie czego chce. Jest w potrzebie. Córka na pozór opanowana, kontrolująca swoje życie, a w istocie wszystko jej się rozsypuje. Matka artystka, była hipiska, aktywistka, szła jak taran egoistycznie przez życie, myśląc wyłącznie o sobie, o walce w wielkiej sprawie. Była pewna, że jakoś to będzie. I było. Nie czuje się winna. W momencie spotkania w szpitalu nic w istocie o córce nie wie. Teraz ona jej potrzebuje. Nie wprost ale szuka możliwości powrotu.
Córka nie chciała powielać błędów matki. Ale im bardziej się starała, tym więcej ich popełniała. Im bardziej chciała kontrolować swoją sytuację życiową, tym bardziej jej się ona wymykała. Zrezygnowała z siebie dla zyskania poczucia bezpieczeństwa, dla finansowego zabezpieczenia swojej rodziny. Wcisnęła się w gorset modelowej matki i żony. Stała się nadopiekuńczą matką. Zbyt wyrozumiałą, łagodną żoną. Mąż jest w domu ale zupełnie dysfunkcyjny. Bezradny, ciągle wyręczany przez żonę, nie potrafi zająć się swoim dzieckiem w najprostszych sytuacjach. Może nigdy nie chciał, ale ona nie umiała go włączyć w obowiązki życia rodzinnego, nauczyć, ośmielić, skłonić do zajmowaniem się dzieckiem. Może nie pozwoliła mu dorosnąć do roli odpowiedzialnego ojca. Przekonana, że wszystko zrobi najlepiej, wyręczała go. I ponosi tego skutki obciążona ponad miarę. Nie jest szczęśliwa w przeciwieństwie do matki, która przez całe życie robiła, co chciała, co uważała za słuszne, nie bacząc na skutki swych wyborów, decyzji, działań dla najbliższego otoczenia. Szła za głosem instynktu, w zgodzie ze sobą, za tym co czuła. Córka przeciwnie. Rozsądek doprowadził ją do depresji, zagubienia, niegasnącej obawy, by nie powtórzyć tego, co zrobiła z jej życiem matka. Córka nie myśli o sobie w swych wyborach. Za wszelką cenę pragnie otoczyć opieką rodzinę, taką jaką ma. To też nie jest najlepsza droga działania, bo jak nieszczęśliwa matka może wychować szczęśliwe dziecko?
Zaburzone relacje z matką, jej nieobecność w procesie dorastania miały wpływ na to, kim jest córka jako dorosła kobieta, matka, żona. Jako człowiek. Ale nic nie jest jeszcze stracone, przynajmniej w tym przypadku. Potrzeba kontaktu z matką, do której tęskniła przez całe dotychczasowe życie, o której marzyła na jawie i we śnie, jest ogromna. Ale lęk przed tym, jak miałyby ich relacje wyglądać w przyszłości jest chyba jeszcze większy. Ta rozmowa w szpitalu jest pierwszym krokiem w kierunku rozpoznania, czy jest to w ogóle możliwe. Pokazuje ogrom trudności, jakie przed obiema kobietami się piętrzą. Bo tęsknota może być podszyta żalem. Równie silnym, równie emocjonalnym. Bo potrzeba bliskości może łączyć się z obawą jak ją teraz budować, na czym i czy się uda, czy warto ryzykować.
Sztuka bardzo dobrze napisana, czule zagrana, daje nadzieję. Przedsiębiorcza, wiedząca czego chce matka i delikatna, subtelna, bezbronna córka dobrze rokują. Jeszcze wszytko może się ułożyć. Zgrać. Bo każdy członek rodziny ma jakąś rolę do wypełnienia. Odzyskana babcia potrzebująca na starość rodziny, domu, mająca nadzieję na wsparcie matki córka, zagubiony w związku mąż i tacierzyństwie ojciec. A wszyscy tak naprawdę są spragnieni miłości. Niby mają ją w zasięgu ręki, niby w zakresie możliwości. Choć córka nadal zmaga się ze skazą trudnego dzieciństwa, traumą samotnego dorastania. Jest tym przypadkiem, gdy taka sytuacja nie wzmacnia, nie hartuje a osłabia pozbawiając najpierw dziecko, potem dorosłą już osobę pewności siebie, kształtuje niską samoocenę, emocjonalne rozchwianie.
To opowieść o marnotrawnej matce, która próbuje wrócić do domu i o doświadczonej życiem córce, na barki której spada kolejny ciężar. Matka Joanny Żółkowskiej ma w sobie nieokreśloną pewność siebie, mądrość i przebiegłość doświadczenia. Siłę. Córka Zuzanny Fijewskiej- Maleszy wydaje się być zaskoczona, zagubiona, bezradna. Jest przeciwieństwem matki. Nie ma w niej furii, złości, agresji. Determinacji, stanowczości. Wyrzutów i żalu, który kończyłby wszelkie związki, kontakty z matką. To daje nadzieję. Ale i pewność co do tego, że została okrutnie skrzywdzona, okaleczona, złamana. A jej miłość do matki jest bezwarunkowa.
Trudno ocenić, jak to spotkanie wpłynęło ostatecznie na relacje matki z córką, bo tego tak naprawdę nikt nie wie. Czy będą razem, tym bardziej. Chyba, że przeżyło się podobną historię. O co nietrudno w czasach gdy rodziny są niepełne, rodzice za zarobkiem wyjeżdżają na długie miesiące a czasem i lata za granicę albo cały czas pracują a dzieci uzbrojone w internet wychowują się same lub są przygarnięte przez dziadków.
Myślę jednak, że warto rozmawiać. Warto próbować. I nigdy nie jest na to za późno. Nigdy.
CÓRKA
Scenariusz i reżyseria: Natalia Fijewska-Zdanowska
Muzyka: Filip Dreger
Konsultacja scenograficzna/światło: Mikołaj Malesza
Kostiumy: Beata Borowska
Produkcja: Agnieszka Kondraciuk
Sufler: Aleksandra Śliwińska
Obsada: Joanna Żółkowska, Zuzanna Fijewska-Malesza
Premiera 13.12.2015
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz