środa, 25 marca 2015

MORFINA EWELINA MARCINIAK TEATR ŚLĄSKI



Spektakl MORFINA Eweliny Marciniak to wypowiedź dynamicznie plastyczna zilustrowana muzyką, ukształtowana językiem zmysłów, sugestywnych barw i dźwięków, tętniących emocją kalejdoskopowych obrazów malowanych gestem, ruchem, płynnie przekształcających się w kolejne układy, formy, znaczenia, sensy. Ze służebną rola niestandardowo wypowiadanego tekstu/w dialogu, bezpośredniej relacji, opisie, charakterystyce wprost, tekście piosenki/. W sennych oparach absurdu, niejasnej motywacji, pozbawionych logiki, linearnej narracji. Działających podprogowo, wykorzystujących skrót, stereotypy, klisze, znane wzorce zachowań, postawy. Więcej domyślamy się niż wiemy. Więcej czujemy niż rozumiemy.

A wiec umowność, iluzja, skojarzenie, intuicja ubrana w adekwatny kostium znaczenia sugeruje nastrój w jaki nas zasysa, wciąga sztuka. Tak, że wchodzimy w stan upojenia, oszołomienia przeżywając wędrówkę przez życie głównego bohatera. Będącego w klinczu swej natury i wszelkich uzależnień. W ciągłym samopoznaniu, sprawdzaniu. W przekraczaniu ograniczeń. Śnimy z nim sen. Będący niepokojem nieokreślonej tożsamości, poszukiwania sensu, zadziwienia sprzecznością losu z tym, kim jest w istocie. Tak, to sen mara, zwid narkotyczny wyostrzają, wyolbrzymiają spychane do podświadomości lęki, prawdziwe oblicze duszy i fizyczności ciała. Skłonności, preferencje, potrzeby. Kłębowisko kąsających żmij. Z jadem pobudzającym do podejmowania kolejnych wyzwań. Zatruwającym jasność widzenia świata takim, jaki jest. Paraliżującym strachem przed realnością świata. Ograniczającym zdolność samookreślenia.

Z drugiej strony scenografia sprowadza nas na ziemię. Przed nami pochylnia z prostokątami pól, po obu bokach pustej sceny rozstawione są liczne garderobiane lustra, przy których aktorzy przy nas przebierają się, przepoczwarzają. Namacalnie odczuwamy ten gest umowności teatru, przejściowość przyjętej konwencji, roli.

To zaproszenie do wniknięcia w historię mężczyzny stworzonego przez kobiety na obraz i podobieństwo ich potrzeb, aspiracji, wyobrażeń. To za nimi podążał przez całe życie. To one go wychowały, ukształtowały, naznaczyły swoim charakterem, losem, sytuacjami, w których się znalazły. Poprzez nie istniał i dla nich. Dorastał u boku ojca ćwiczącego w nim Niemca, pod nadzorem dominującej, silnej, despotycznej matki. Matki Polki tresującej w nim prawdziwego Polaka. Przechodził z rąk do rąk. Kobiety zmieniały go jak rękawiczki. Używały. I on ich używał, poddawał się giętki, chętny, uległy. Mężczyzna w jaskini kobiet. W klinczu rodzaju żeńskiego. W efekcie na zewnątrz cynik, łajdak, niewierny mąż, brutalny kochanek. Morfinista używający życia. Kobieciarz kameleon. Ni to Polak, ni Niemiec, ni Ślązak. Co pozwoliło mu wchodzić w wiele ról. Postępować niestandardowo w niestandardowej wojennej rzeczywistości. Dekadencko w dekadenckich czasach. Przy okazji żyć jak chciał. Człowiek bez właściwości, wymykający się stereotypom, standaryzacji, obowiązującemu etosowi honoru, Boga i ojczyzny. Płynnie przechodzący z jednego stanu nieświadomości w kolejny. W narkotycznym oszołomieniu. Pijanym zwidzie. Znieczuleniu seksoholizmem. Zatracający się ekstremalnie z poświęceniem godnym samobójcy. Konstanty Willeman. Bon-vivant. Doskonały materiał na kosmopolitę. Uzależniony, łatwo się uzależniający. Typ do wzięcia i wykorzystania. Bez sztywnego kręgosłupa zasad i kodeksu wartości. Elastycznie myślący, płynnie dostosowujący się do sytuacji, giętko podporządkowujący się osobom, okolicznościom, wymogom.

Prawdziwa, jednoznaczna tożsamość, stałe miejsce na ziemi,świadomość świata realnego jest poza jego zasięgiem. Stwarza na nowo swoją osobowość, dostosowując ją do określonych okoliczności czasu, miejsca, osób. Płynnie zmienia stan świadomości na dany moment. Bez skutków ubocznych. Jakby pędził nieprzerwanie na haju życia bez zabezpieczenia, bez trzymanki, w ciągłym stanie niepewności i zmiany. To jego status quo odurza go, nie dookreśla, nie domyka. Bo musi być otwarty na nowe wyzwania dla przetrwania, dla wyznaczanych mu celów i zadań, w końcu dla ujawnianych się predyspozycji swej prawdziwej natury. Jest tym, kim jest nie bez przyczyny.

Oto archetyp człowieka, który ukształtowany przez silne osobowości próbuje żyć samodzielnie. Jednak życie udowadnia mu, że cały czas działa na pasku uzależnień. Przeszłych, teraźniejszych wymogów, które pozwalają mu tylko sprawdzić granice swojej wolności i kreacji samostanowienia. 

Podoba mi się taki teatr. Taka kreacja. Przekaz będący kompozycją spójnych obrazów- emocjonalnych, wibrujących, energetycznych -w sposób samoistnie naturalny uwalniających sensy, znaczenia, treści. Zmysłowych, pikantnych bez dosłowności, dosadności i wulgarności. Ciekawie zmontowanym i z różnych pozycji wypowiedzianym tekstem, w równoprawnej, komentującej muzyką oprawie. W kontraście umowności teatru i realności życia. W zderzeniu iluzji z realem. Tak dobrze zagranym zespołowo! Wymagającym dużej sprawności ruchowej, zgrania, wzajemnego czucia i rozumienia. Po prostu to duża przyjemność oglądać zespół Teatru Śląskiego w tak dobrej formie. W tak odrębnej artystycznie kreacji teatralnej.

Podoba mi się takie sprawdzenie widza. Kiedy najpierw zaskoczony formą, sposobem narracji, musi się z nią oswoić. Poddać się ekspresji artystów. Ulec rytmowi sztuki. Wniknąć w jej klimat. Dać się uwieść. Nie bez oporu, nie bez zastrzeżeń. Ale ta jak Orfeusz prowadzi go dalej i dalej, głębiej i szerzej. Aż przychodzi ten moment, ze widz jest już w środku. Prawie bez dystansu, pod wpływem. Przyzwala na to uzależnienie. Na działanie MORFINY.
MORFINA
Szczepan Twardoch
Reżyseria: Ewelina Marciniak
Adaptacja i dramaturgia: Jarosław Murawski
Scenografia i reżyseria światła: Katarzyna Borkowska
Choreografia: Dominika Knapik
Kostiumy: Katarzyna Borkowska i Paula Grocholska
Muzyka: Chłopcy Kontra Basia (Barbara Derlak, Marcin Nenko,Tomasz Waldowski/Michał Heller),
Obsada: Katarzyna Błaszczyńska, Aleksandra Fielek, Natalia Jesionowska, Anna Kadulska, Violetta Smolińska, Bartłomiej Błaszczyński, Karol Huget, Paweł Smagała, Artur Święs, Mateusz Znaniecki







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz