sobota, 14 grudnia 2013

ILUZJE WYRYPAJEWA Z KRAKOWA W IMCE 17,18 grudnia 2013 roku


Pedro Calderon de la Barca  napisał ŻYCIE JEST SNEM, Iwan Wyrypajew ILUZJE. Pierwszy tekst to filozoficzny dramat o odwiecznych złudzeniach człowieka i iluzoryczności ludzkiej egzystencji , drugi też ale w wymiarze kameralnego, indywidualnego, intymnego doświadczania życia w jego złożoności. U Wyrypajewa  iluzją  jest to, co dzieje się pomiędzy bohaterami dramatu w ich własnej jaźni. Uświadamiają nam to ich relacje, wyznania, monologi wewnętrzne, personifikacje słowne zmiksowanych pragnień, uczuć, przeczuć, fantazji, kłamstw. Wariacje, projekcje na temat przyjaźni, miłości osób, które znają się całe życie i są  ze sobą w bardzo bliskich związkach. Dwie pary /Danny i Sandra, Albert i Margaret/, cztery długie żywoty i relacje ludzi, którzy patrząc z perspektywy spełnionego życia  dokonują spowiedzi, wyznają tajemnice swoich uczuć, pragnień, marzeń. Co jest prawdą, co zmyśleniem, co ułudą starego człowieka? Co realnie zaistniało, spełniło się a co jest konfabulacją, projekcją? Wszystko jest splątane, nieoczywiste a nawet zaskakujące. Każdy opowiada swoją historię jak najprawdziwszą prawdę.  

A my, słuchacze, nie do końca wierzymy.  Zachowujemy do nich dystans, zwłaszcza, że jest podkreślany przez bohterów, którzy mówią wprost, bezpośrednio, bez emocji, bez wchodzenia w role. Sucha, rzeczowa relacja, uprawdopodobniona tylko sugestią, ze przecież starzy ludzie w obliczu śmierci  nie mogą kłamać, nie mają motywacji, by ranić najbliższych, bałamucić, uwodzić, bo niby po co?  Ale nie dajmy się zwieść pozorom prawdopodobieństwa spowiedzi staruszków a nam narzucającej się myśli, że oto człowiek, gdy wszystko ma za sobą , to pozostaje mu do wyznania prawda, całą prawda i tylko prawda. Meandry pamięci, wiemy przecież o tym, zawodnej, najskrytsze uczucia, symulacje wyobraźni przez lata nabierające postaci zaistniałych realnie, ukryte pragnienia, tajemnice emocjonalnych wzlotów pragnień budują wyznania bohaterów. 

To nie prawda realna, faktami zdefiniowana się ujawnia a prawda o człowieku w całym jego całokształcie imaginacyjnych kombinacji. Prawda realu z prawdą iluzji sugeruje, że życie jest snem. Snem człowieka o idealnym , szczęśliwym tego życia przebiegu, spełnieniu. Czego nie ma , dopowiada sobie, uzupełnia. Bo to ostatecznie człowiek w swej nieoczywistej złożoności się liczy. To, w co on sam wierzy. Nic dziwnego, że każdy ma własne wyobrażenie tego, czego doświadcza w splątaniu z tym, czego chciałby doświadczyć. Real romansuje z pragnieniem, wyobraźnią, projekcją, zwidem, kłamstwem. Do końca, nawet w obliczu śmierci. Bo co ona zmieni?

Teatr podpowiada. Śnij. Życie jest snem. Nie ma nic pewnego, stałego, na zawsze. Ale śnimy o tym. Miłość jest niedoskonała, zmienna, przejściowa, zaskakująca, jak kameleon się mieni. Ale my śnimy o szczęśliwej, niezmiennej, wiecznej miłości. Spełnienie, zaspokojenie  w życiu to ułuda. Ale śnimy , że  je osiągamy. Spokój, równowaga, prawda to marzenie. Ale ciągle o tym śnimy. I tylko w postaci snu możemy o prawdzie opowiedzieć, tylko we śnie ją poczuć, metaforycznie poznać. Cała reszta to konfabulacja, wariacja na temat niepewnych ale wiadomych prawdopodobieństw. Im bliżej się do nich zbliżamy, tym mniej wiemy na pewno. Śnijmy więc. Życie jest snem. A reszta milczeniem. 

Teatr podpowiada.

Każdy musi sprawdzić to sam. Rozstrzygnąć  sam. Sam. To jest pewne. Jesteśmy sami i w ostatecznym rozliczeniu najważniejsi. Bez względu na to, co świat na to. Wracamy więc do siebie. Do źródła wszystkiego.  Co widzimy poprzez sztukę? A co chcemy zobaczyć? Zmiksujmy to. Rozszerzmy o interpretacje, wariacje na temat. Jakie to ma znaczenie? Dla nich, dla innych żadne. Jest po wszystkim. A dla nas? Wszystko przed nami. Wszystko to dla nas.


"Dwa małżeństwa jak z amerykańskiej opery mydlanej, Danny i Sandra, Albert i Margaret wiodą szczęśliwe życie aż do osiemdziesiątki. A kiedy przychodzi czas na przedśmiertne rozliczenie, okazuje się, że tworzyli czechowowski łańcuch źle ulokowanych uczuć. Danny wyznaje swej żonie, że kochał tylko ją, jednak z relacji innych dowiemy się, że każdego dnia marzył o Margaret, partnerce swego przyjaciela Alberta. Kiedy wybija ostatnia godzina Sandry, ta wyjawia Albertowi, że to jego, a nie Danny'ego kochała całe życie. Albert oczywiście dotąd żywił uczucie tylko do swej żony Margaret, ale teraz wydaje mu się, że to było złudzenie, bo "naprawdę" kochał tylko Sandrę, nie wiedząc o tym. Na koniec Margaret okłamuje Alberta i Sandrę, że byli z Dannym spełnionymi kochankami." Tak Łukasz Drewniak, krytyk, zdradza nam, co i jak jest w sztuce. Ale jak było naprawdę? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz