piątek, 5 lipca 2013

„Wygnanie” z ziemi ojczystej z ziemi obiecanej

 
 
Czy nie mieliście ochoty wziąć nogi za pas, by uciec, rzucić wszystko, zostawiając swe dotychczasowe życie? Czy gotowi jesteście wyruszyć w świat, na emigrację? W poszukiwaniu szczęścia, realizacji marzeń, lepszego życia, za chlebem. Sprawa jest jasna. Albo nie radzicie sobie w miejscu, gdzie żyjecie, albo to miejsce was wygania, wypycha, uwiera, nie wystarcza, zawodzi. A może myślicie, że tam, gdzie nas nie ma jest lepiej, piękniej, szczęśliwiej, przynajmniej znośniej. Żeby wyruszyć w drogę, zawsze trzeba być człowiekiem zdeterminowanym lub zdesperowanym. Mieć wszystko do zyskania lub nic do stracenia. Trzeba mieć tę gotowość w sobie do podjęcia ryzyka. Bo raj na ziemi ojczystej okazał się ułudą, niespełnioną obietnicą życia wymarzonego , godnego. Bo nowy wspaniały świat po transformacji okazał się piekłem, z którego, jeśli można, trzeba uciekać. Aby się rozwijać, ratować, aby żyć. Ojczyzna wypycha, wygania, bo nie stwarza warunków do normalnego życia. Pampersowa demokracja nie rozszerza a ogranicza możliwości. Brutalnie rozczarowuje. A my jesteśmy wolni, nareszcie wolni. I wolną wolą dokonujemy wyboru, podejmujemy decyzję. Wyruszamy, pełni nadziei, radości i wiary w pogodę dla biedaków do ziemi obiecanej, wyimaginowanej, wyśnionej. Już na zaś ukochanej.
 
I ta  ziemia samemu sobie obiecana okazuje się nie być rajem, krajem winem i miodem dla nas płynącym. Nie jest ekwiwalentem raju utraconego, za którym tęsknimy, który wspominamy, do którego chcemy wrócić. Staje się pułapką. Naznaczoną udręką, poniżeniem, klęską, utratą godności, upadkiem, samozniszczeniem. Tym bardziej bolesnym, że skażonym samotnością, poczuciem zagubienia,  opuszczenia i wyobcowania. Nie ma nowej ojczyzny. Może być tylko miejsce, gdzie status człowieka bez właściwości, zawsze obcego, gorszego wydaje się być emigrantowi przypisany na zawsze. W dodatku geriatryczna demokracja nie jest oazą bezpieczeństwa zapewniającego rozwój i spokój egzystencjonalny, szczególnie obcokrajowcom. Budząca się świadomość, że nie ma dokąd uciec, choćby to był powrót do kraju ojczystego, jest paraliżująca. Tragiczna. Graniczna. I dla niektórych ostateczna.
 
To system, nieważne, młoda czy stara demokracja, decyduje o naszym życiu. A przy tym dojrzewamy do okrutnej prawdy, że nie ma możliwości ratunku, gdy sami sobie gotujemy los niewolnika własnych ograniczeń, uwarunkowań, niedoskonałości. Nawet, jeśli się zmieniamy i dostosowujemy do nowych warunków. Nawet, jeśli coś się nam uda osiągnąć. Rachunek kosztów powoduje wysokie straty. Przychodzi moment, gdy wiemy, że jest już za późno. By walczyć o przetrwanie w obcym kraju lub  wracać do ojczyzny po kolejną szansę. Bo nie ma ucieczki od samego siebie, od tego kim  i jacy jesteśmy. Bo nie ma innego, lepszego systemu, który by nam pomógł godnie, normalnie żyć.
 
Spektakl, który niesie z tak dużą siłą dramat ludzkiego cierpienia, bólu, ekstremalnego doświadczenia, budzi duże emocje. Wzrusza.  Są momenty, gdy wstrząsa. Choć bywa dynamiczny, płynie gładko, spokojnie z muzyką wykonywaną na żywo. Wchodzi w bezpośredni kontakt z publicznością. Głęboko empatyczny, świeży, świetnie zagrany uwodzi i niepostrzeżenie wciąga.

Bo wszystko to jest nam, Polakom, w jakiś szczególny sposób bliskie i znane. Choć wielu z nas nie chciało mieć z tym spektaklem nic do czynienia. Wiele miejsc na widowni było wolnych, jakby opuszczonych przez tych, którzy wyjechali i na własnej skórze doświadczają tego, o czym  nam, pozostałym w kraju, uzmysławia litewski spektakl. Albo byli to ci nieobecni, którzy to doświadczenie emigracji niosą w sobie i przekaz sceniczny stałby się dla nich niepożądanym, gorzkim wspomnieniem. Te puste miejsca uwierają mnie do dziś.  Jakby były wyrzutem sumienia ojczyzny, że nie sprostała oczekiwaniom jej dzieci, że nie potrafiła ich kochać i  na tyle mocno przywiązać do siebie, by ten cały nowy wspaniały świat kończył się na jej granicach. Granicach wszelkich potencjalnych i straconych możliwości. Granicach, które są jednak szeroko otwarte, jak ramiona ojca oczekującego na powrót syna marnotrawnego.
 
  Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie; Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił. Dziś piękno twe w całej ozdobie Widzę i opisuję, bo tęsknie po tobie.” Nie tylko Polacy są mądrzy po szkodzie, po stracie. Litwini też przerabiają tę lekcję. Są lepsi, bo już dziś inicjują w teatrze dyskusję o emigracji. Z dużym powodzeniem. My na nią dopiero czekamy.

 
WYGNANIE
("Išvarymas"), według: Marius Ivaškevičius

Lietuvos Nacionalinis Dramos Teatras

Litwa / WilnoReżyseria: Oskaras Koršunovas
Scenografia: Gintaras Makarevičius Kostiumy: Agnė Jagelavičiūtė
muzyka: Saulius Prūsaitis
choreografia: Vesta Grabštaite
wideo: Eglė Eigirdaitė
reżyseria światła: Eugenijus Sabaliauskas
animatorzy: Sigita Kučikaitė I Monika Žeknytė

Obsada: Jolanta Dapkūnaitė , Elzė Gudavičiūtė, Oneida Kunsunga, Vitalija Mockevičiūtė, Monika Vaičiulytė, Toma Vaškevičiūtė, Vytautas Anužis, Remigijus Bučius, Marius Čižauskas, Algirdas Dainavičius, Tadas Gryn, Paulius Ignatavičius, Irmantas Jankaitis, Martynas Nedzinskas, Marius Repšys, Ramutis Rimeikis, Ainis Storpirštis, Arūnas Vozbutas i inni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz