Wchodziliście kiedykolwiek na blog teatralny?
Zabieraliście głos? Nawet jeśli tylko je przeglądaliście czytając posty, to
pewnie wiecie, jak to jest. Znajdujemy tam informacje, opinie, recenzje,
krytyki, polemiki, luźne wypowiedzi. Blog, wydawać by się mogło, to miejsce przeznaczone też
do dialogu, który jest kolejnym krokiem
wykorzystania , tego co już wiemy, dopytania o to, czego szukamy. Komentarzy
internautów jest jak na lekarstwo. Dyskusji brak. Albo zgadzamy się z wyrażonym
zdaniem autorów i zostawiamy ślad w postaci peanów dziękczynno- pochwalnych, co
trzeba przyznać jest chwalebne, kulturalne i bardzo mile widziane, albo
wyrażamy krytykę krytyki. I wtedy się zaczyna. Internauci albo są atakowani przez
autorów za wyrażenie opinii /formę i treść wypowiedzi/ albo zupełnie są ignorowani. Jak na fora stricte kulturalne, bywa
bardzo niekulturalnie, a w porywach agresywnie.I w
sumie nie ma na to żadnej reakcji. Rozchodzi się po kościach. Wraz z nowym postem, nowym
tematem, przechodzi się nad tym do
porządku dziennego.
Nie dziwię się, że nie chce nam się zadzierać z
mądralami teatralnymi. Wiadomo, jak już napiszą, co przemyśleli, to im nie
podskoczysz. W komentarzach rozwijają tylko temat albo z uporem, konsekwentnie
i nie ustępując na krok, powtarzają to, co wcześniej napisali. Nic dziwnego, że
dyskusja nie jest możliwa. Myślę nawet, że nikt jej nie oczekuje, nie
potrzebuje. Blog bowiem stanowi nową formę przekazu, prezentacji i kreacji samego
autora. On tu jest najważniejszy. Najlepiej, gdyby funkcjonował bez możliwości
komentarzy. Jeśli recenzent nigdzie nie publikuje, blog daje
doskonałą szansę. Szansę zaistnienia, zaznaczenia swojej obecności na rynku
teatralnym. Mam wrażenie, ze tylko dla
autorów postów.
To teatralno-blogowe gadu-gadu odblokować winno nasze
umysły, dać upust najdziwniejszym pomysłom, skojarzeniom, emocjom. Winno
pobudzać wyobraźnię. Winno otwierać nas, przynajmniej dać na to szansę. Winno zmuszać
do formułowania wypowiedzi, do wyartykułowania opinii. Te wszystkie potencjalne
możliwości nie są wykorzystywane. Niestety, często petowane są już w zarodku. Po
pierwszych słowach, zdaniach. Brutalnie i ostatecznie. Łącznie z usuwaniem komentarzy.
Szkoda, bo internet mógłby być doskonałym sposobem rozwijającym komunikację
między nami, teatromanami, przyczyniałby się do kształtowania postaw,
pobudzając do myślenia, samodzielnego poszukiwania, do krystalizowania i
wymiany poglądów.
Tu teatr jest najważniejszy. A więc, to oczywiste, również widz. Każdy widz. Nawet ten potencjalny.
To fakt, że prowadzenie bloga teatralnego wymaga sporego... samozaparcia. Każda recenzja to nie tylko czas spędzony w teatrze, ale również godziny poświęcone na przemyślenia i wreszcie opisanie swoich odczuć. Czytelnicy zaś nie zawsze dopisują, umówmy się, że teatr, to w naszym kraju dalej dość egzotyczna rozrywka i niszą, którą dobrze opanowali "intelektualiści", ale zwykli odbiorcy dalej uważają, że nie mają zbyt wystarczającej wiedzy czy smaku aby zabierać głos...
OdpowiedzUsuńTo prawda. Potrzeba samozaparcia, czasu, odwagi. Pieniędzy na bilety. Są coraz droższe. Czytelnicy szukają głównie informacji, potrzebują też potwierdzenia własnych odczuć. Chętniej rozmawiają niż piszą.
UsuńTo smutne, ale niestety muszę się zgodzić.
OdpowiedzUsuń