środa, 25 grudnia 2024

FELUNI TEATR ŻYDOWSKI

 


Spektakl Teatru Żydowskiego FELUNI wyprodukowany na motywach książki Ewy Kuryluk i wyreżyserowany przez Ewę Platt mówi o dziedziczeniu toksycznej pamięci i nieuleczalnej choroby, która infekuje teraźniejsze życie całej rodziny, pozbawia ją perspektywy na normalną egzystencję w przyszłości. Dotyczy osób najbliższych - matki Mija-Mijaczka i jej syna Piotra, którymi opiekuje się córka Ewa, co jest nie lada zadaniem, stanowi bolesne obciążenie. Ewa czuwa, reaguje na ich lęki, obsesje- uspokaja, tonuje, walczy z nimi. Stara się rozbrajać napięcie. Odwiedza brata w szpitalu, robi wszystko, co może, by mu pomóc. Rozmawia z obojętnymi na stan chorych lekarzami, ograniczonym, zmanierowanym personelem. Ma świadomość, że rygor miejsca odosobnienia jest okrutny i bezduszny, bo nie stwarza warunków na właściwe leczenie, bo zmusza pacjentów do pracy, ogranicza ich swobodę, na wiele nie pozwala. Jest złem koniecznym. Jednak tej udręki codzienności na pierwszy rzut oka nie widać. Siostra stara się nie okazywać, co naprawdę czuje. Cieszy ją obecność najbliższych, zachowuje się przy nich swobodnie, żartuje, ale nie do końca może ukryć niepokój, wyczuwalne jest wewnętrzne napięcie. I jest to karkołomne, ponadludzkie zadanie dla młodej, pełnej życia osoby,  która ma własne plany na przyszłość. 

Wszystko, co się dzieje, choć niepozbawione radości, czułości i bliskości, przenicowane jest głębokim smutkiem. Ewa musi mieć świadomość, że już nigdy nie będzie dobrze i najprawdopodobniej skończy się źle, bo schizofrenia jest nieuleczalna, pamięci nie można zresetować, trzeba więc wykorzystać, najlepiej jak się da, każdą wspólnie spędzoną chwilę, mimo że cieszyć się nią nie jest łatwo. Ewa żyje życiem mamy i brata, ale musi myśleć też o sobie. Zajmuje się najbliższymi, nie rezygnując z własnych planów. Na pewno bardzo ją boli ich stan zdrowia, emocje, którym ulegają, stany psychiczne, które nimi rządzą. Nie ma jednak wyjścia z tej sytuacji. Nie ma ratunku. Przeciwnik wymyka się kontroli- neutralizowana lekami choroba tylko przyczaja się, by za jakiś czas uderzyć ze wzmożoną siłą, bo nie sposób zapomnieć obrazów wojny (matka), przekazów o niej (syn), które cały czas destrukcyjnie wpływają na zdrowie.

Klaustrofobiczna przestrzeń, w której znajdują się bohaterowie, z katafalkiem-łóżkiem, z narzutą-całunem, z fragmentem ściany i podłogi łazienki, turystycznym stolikiem, drewnianymi stołkami, tranzystorem radiowym i słoikiem z zasuszonymi roślinami jest w gruncie rzeczy metaforyczna (dwuznaczna, surowa scenografia i kostiumy Kajetana Karkucińskiego). To powojenne, skromne mieszkanie, ale i szpital, i rewir obozu zagłady, i wojenna kryjówka. Bo doświadczenie wojny, wspomnienia z nią związane są tu stygmatem, tym, co powraca z woli umysłu i sugestii ducha. To świadomość psychicznego przymuszenia, powracania skrawków emocjonalnej pamięci, która obciąża normalną egzystencję, udziwnia zachowanie, bo zaburza czas i przestrzeń. Płynność tego, co jest i było, łączenie się lub przenikanie miejsc z przeszłości i teraźniejszości uniemożliwia chorym postrzeganie rzeczywistością taką, jaka jest naprawdę. Funduje poczucie kontynuacji, a więc przeżywanie ciągle powracających traumatycznych zaprzeszłych zdarzeń, obezwładniające działanie bardzo silnych emocji paraliżujących normalne funkcjonowanie. Wzmaga lęk, smutek i dezorientację, zaostrzając chorobę. Lekarstwa nie leczą, lecz tylko ją tłumią. Terapia nie istnieje, a jeśli już jest, nie działa. Bez względu na to, co się zrobi, jedyną ucieczką przed rosnącą beznadzieją i otępieniem jest śmierć. Uzmysławia to, że kontrolowanie strumienia świadomości i panowanie nad tym jak wpływa na funkcjonowanie jednostek, szczególnie chorych jest niemożliwe. A poddanie się bezsilności, rezygnacja z walki o dobry stan zdrowia grozi dodatkowym obciążeniem, u opiekunów chorych poczuciem winy.

W tym spektaklu przestrzeń sceny płynnie zawłaszcza przestrzeń widowni. Podobnie jak przeszłość niepostrzeżenie wnika w teraźniejszość. Granica się zaciera, w istocie nie istnieje. Integralną częścią sztuki stają się widzowie. Bardziej zbliżyć się do tej rodziny i jej problemów już nie mogą. Do zagubionej, zanurzonej w swej psychozie matki Mija-Mijaczka Ernestyny Winnickiej, której miesza się przeszłość z teraźniejszością, do Piotra wzruszającego Jerzego Walczaka, który dziedziczy jej traumy i podobnie jak ona traci poczucie rzeczywistości, do uwikłanej w niebezpieczne fantasmagorie osób, które kocha, dzielnej Ewy Małgorzaty Trybalskiej. W ten sposób ujawnia się niszcząca moc pamięci, degradująca psychikę choroba. Siły wewnętrzne, które przejmując władzę nad człowiekiem, czynią go uległym wobec tego, nad czym nie potrafi panować. A osoby zdrowe, zdane tylko na siebie jak Ewa, które opiekują się nimi, ostatecznie nie znajdują skutecznego sposobu, by złagodzić objawy i nie doprowadzić do zaostrzenia choroby, choć za wszelką cenę starają się zneutralizować, osłabić niszczące bliskich obsesje.

Ewa Platt dzięki drakońskim skrótom, spójnej dramatycznie adaptacji powieści, dyskretnej reżyserii światła oraz  przemyślanej reżyserii spektaklu zróżnicowała krajobrazy wewnętrzne bohaterów i sprawnie poprowadziła doświadczonych aktorów. Udało jej się pokazać trudne relacje między członkami rodziny, ich zaburzone stany mentalne, ujęte w adekwatnie argumentowane konteksty. Obraz jest emocjonalnie powściągliwy, formalnie surowy, działający podskórnym niepokojem. W ciągu godziny w teatralnej pigułce, która w znieczuleniu sztuki pozwala poczuć i ból, i strach, i bezsilność pokazała też chwile szczęśliwe, radosne, czułe mimo spuścizny przeszłości, mimo choroby, która w najlżejszym przypadku ubezwłasnowolnia, w najgorszym zabija. Wypracowanie subtelnej skali emocji, bez epatowania ich siłą rażenia, nie było łatwym zadaniem. Ale się udało. Udało.




FELUNI na motywach książki EWY KURYLUK

Reżyseria, scenariusz, reżyseria światła: Ewa Platt
Scenografia, kostiumy: Kajetan Karkuciński
Muzyka: Kamil Białaszek

Obsada: Ernestyna Winnicka (matka Mija - Mijaczek), Małgorzata Trybalska (Ewa), Jerzy Walczak (Piotr)

Dyplom reżyserski przygotowany we współpracy z Akademią Teatralną w ramach sceny debiutów „Bima” w Teatrze Żydowskim.

fot. mat. teatru

sobota, 21 grudnia 2024

PUŁAPKA NA MYSZY TEATR ATENEUM


PUŁAPKA NA MYSZY Agathy Christie w Teatrze Ateneum to coś więcej niż klasyczny kryminał i więcej niż detektywistyczne kino, nawet najwyższych lotów. Spektakl ten pięknie wyreżyserowany przez Artura Tyszkiewicza to sztuka żywa, nieprzewidywalna, przy kolejnym spotkaniu z widzami zawsze inna, zwłaszcza że ma potencjał psychologicznego thrillera, kryjącego wiele tajemnic w indywidualnych portretach bohaterów, którzy noszą kamuflaże - maski pozwalające manipulować, mataczyć, zwodzić otoczenie a przede wszystkim w swej intencji całkowicie ukryć osobę przed ciekawością ludzi, przed pazernością świata na każdą sensację. Akcja spektaklu rozgrywa się w miejscu położonym na uboczu, które wydaje się miłą dla oka bezpieczną przystanią obiecującą błogie, wygodne, beztroskie życie, gwarantującą prywatność i anonimowość. Dla nowych właścicieli, Ralstonów, granych przez pełną ciepła i pozytywnej energii gospodynię Mileny Suszyńskiej oraz z szorstką powściągliwością podszytą nutą tajemniczości gospodarza Dariusza Wnuka, którzy podejmują w czasie trwającej śnieżycy pierwszych gości, jest nadzieją na spokojną przyszłość w wymarzonym domu, z upragnioną pracą, pozbawioną trosk egzystencją. Tymczasem miejsce to odcięte od świata nie tylko z powodu ekstremalnej pogody jest kolejną życiową pułapką, więzieniem, kryjówką dla wszystkich zgromadzonych, którzy znaleźli się we właściwym miejscu, mieli sposobność i motywację, by chronić prawdę o sobie. Są alter ego myszy z wideo widma, śpiewających mrożącą krew w żyłach piosenkę ŚLEPE MYSZKI TRZY, co dodatkowo niepokoi, budzi lęk i grozę. A przez to wzbudza rosnące zainteresowanie. Tajemnica z przeszłości, której każdy z obecnych pilnie strzeże, musi być ważna, wielka i bolesna.

Galeria osobliwych postaci jest bogata. Obserwujemy z niedowierzaniem ciągle niezadowoloną, wyniosłą, roszczeniową emerytowaną sędzię panią Boyle, w którą doskonale wciela się Magdalena Zawadzka. Poznajemy łagodnego majora rezerwy Metcalfa, granego z powagą powściągliwości i układności przez Bartłomieja Nowosielskiego, włoskiego ekscentryka Paraviciniego o przerysowanej powierzchowności Herkulesa Poirot w brawurowej kreacji Łukasza Lewandowskiego, nieoczywistą w pierwszym wrażeniu pannę Casewell intrygującej Magdaleny Schejbal, która ucharakteryzowana jest na kawalera oraz zwracającego swoim niekonwencjonalnym zachowaniem Christophera Wrena Jakuba Pruskiego, którego bohater jest nadmiernie pobudzony i ni stąd ni zowąd śmieje się histerycznie. Przybywa tu też, co jest nad wyraz zaskakujące, sierżant Potter Krystiana Pesta, który, o dziwo, przebił się przez zaspy śniegu, by wyjaśniać sprawę morderstwa popełnionego w Londynie. Ale czy aby na pewno? Towarzystwo a priori wydaje się być co najmniej dziwne, a przez to niewątpliwie podejrzane. Intuicja podpowiada, że coś się tu nie zgadza. Tym bardziej wciąga rozwijająca się akcja. Tym bardziej widzowie zainteresowani są poznaniem prawdy. Nie dają spokoju motywy postępowania bohaterów, przyczyny udziwnienia ich charakterów, motywy zbrodni. Coraz większe rozeznanie w sytuacji, uzyskiwanie informacji o przeszłości bohaterów umożliwia odkrycie prawdy. A ta jest gorzka i w najwyższym stopniu godna przemyślenia. Jak mądry morał w dobrej bajce dla dorosłych, bo spektakl ten w istocie jego formy scenicznej właśnie nią jest.

Obraz jest piękny, pociągający, działa jak magnes. Jak malownicza ilustracja z dzieciństwa, która fascynuje, budzi wyobraźnię, uruchamia myślenie. Jest pułapką, która wciąga w swą aurę, akcję, tajemnicę bez reszty. Ciepłe, miłe, rodzajowe wnętrze pensjonatu Monkswell Manor, z kominkiem, wygodną kanapą, w przeciwieństwie do zimowego, niepokojącego krajobrazu za olbrzymim oknem jest obietnicą ratunku, ostoją. Kostiumy jak szczelne kokony szyte na każde indywiduum sceniczne przyciągają uwagę, podobnie jak i dopełniające charakterystyki postaci przerysowane charakteryzacje z kodem dostępu do wycofanej w głąb psyche traumy. Nie sposób oderwać oczu od tak ostentacyjnie wydumanej, a przez to intrygującej formy, Nie sposób przestać śledzić kryminalną zagadkę, myśleć o jej zagmatwanych tropach, bo prowadzą też w swej podstępnej logice również do każdego z nas. To świetny spektakl, wyborna rozrywka. Przekonajcie się osobiście. Koniecznie. Powodzenia:)


PUŁAPKA NA MYSZY  Agatha Christie

tłumaczenie: Hanna Baltyn
reżyseria: Artur Tyszkiewicz
asystentka reżysera: Paulina Staniszek
scenografia i kostiumy: Joanna Zemanek
asystentka scenografa: Joanna Organiściak
projekcje: Ignacy Ciunelis/ Joanna Zemanek 
muzyka: Jacek Grudzień

Obsada: Magdalena Zawadzka, Milena Suszyńska, Magdalena Schejbal, Bartłomiej Nowosielski, Łukasz Lewandowski, Krystian Pesta, Jakub Pruski.

fot. Krzysztof Bieliński

wtorek, 17 grudnia 2024

INNE ROZKOSZE TEATR NARODOWY W WARSZAWIE

 

Teatr Narodowy zaprasza widzów na spektakl INNE ROZKOSZE na podstawie prozy Jerzego Pilcha, w reżyserii Jacka Głomba, dyrektora Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, na teatr w starym, dobrym stylu. Przedstawia on świat zużyty, wyczerpany zarówno w treści, jak i w formie, który wydaje się zaprzeszły, archaiczny. Świat zanurzony w tradycji, rytuałach, obrządkach i zajęty krzątaniną dnia codziennego. Ujęty w kontekście życia wspólnoty ewangelików augsburskich w małej, prowincjonalnej miejscowości na Śląsku Cieszyńskim, przedstawiony w relacjach międzyludzkich, grze między płciami, ścieraniu się indywidualnych i zbiorowych potrzeb z narzuconą przez status i rolę społeczną koniecznością. Ale bynajmniej nie jest to obraz zmurszały ani nudny czy przygnębiający. 

Wszelki smutny obraz świata, który odchodzi, pierwsze wrażenie dotyczące podejmowanych w sztuce tematów przebija siła osobowości bohaterów, witalność natury ludzkiej, jej pozytywna dominanta. Stosunek pojawiających się osób do samych siebie, do najbliższych, do życia i śmierci. Jakby doświadczony reżyser, Jacek Głomb podkreślał za bystrym obserwatorem, inteligentnym pisarzem, Jerzym Pilchem, że świat wewnętrzny człowieka ważniejszy jest od tego, w którym przyszło mu żyć. To on jest siłą napędową wszelkiej kreacji, pełnego zrozumienia, zmiany prowadzącej do afirmacji siebie i świata. Dużo w tym obrazie jest poczucia humoru, dystansu do siebie, do powagi sytuacji, co pozwala każdemu zachować zdrowy rozsądek i osiągnąć poczucie równowagi i spokoju. Dopiero wtedy bohaterowie mogą wybrać właściwą drogę, która ma szansę doprowadzić poddaną surowym zasadom wspólnotę do sukcesu - życia w prawdzie, w zgodzie z samym sobą i otoczeniem. Do postępowania, które nie krzywdzi i nie obciąża nikogo. Choć oczywiście nie zawsze się to do końca udaje.

Główny bohater, utalentowany doktor weterynarii Paweł Kohoutek, którego gra komediowo Oskar Hamerski, uroczy, spontaniczny, goniący za przyjemnościami Don Juan, postępuje intuicyjnie, bezmyślnie, samolubnie. Jego liczne pozamałżeńskie podboje uchodzą mu bezkarnie. Kobiety go kochają, mężczyźni rozumieją, a widzowie lubią i akceptują, bo nie udaje, kim nie jest. Kohoutek przyznaje się do tego, że w ogóle nie wie, o co chodzi. Do końca pozostaje w stanie nieświadomości, błogiego zagubienia i może dlatego, chcąc mu raczej pomóc niż się go pozbyć, wszyscy zgodnie wypychają go w świat, bo ten jest najlepszym nauczycielem. Decyzja o wyjeździe wydaje się być jedynym rozsądnym rozwiązaniem, by Kohoutek dojrzał. Nie on, dorosły mężczyzna, a społeczność decyduje.

Doświadczony, życzliwy, oddany Kohoutkowi doktor Oyermah, który choruje terminalnie, pogodzony jest z losem, ale tak naprawdę nie ma z kim o tym porozmawiać, choć podkreśla, że nie chce.
 Mariusz Benoit gra go wspaniale. Żona Kohoutka Moniki Dryl, energiczna, bystra rozwija się- sama uczy się i dużo czyta, ma też świadomość, że mąż ją ciągle zdradza. To ona inicjuje z nim rozmowę i decyduje o rozstaniu dla jego i jej dobra, a czyni to z ujmującą naturalnością. Zatroskana, energiczna, głęboko przejęta matka Kohoutka Beaty Fudalej czuje się bezsilna wobec postępowania syna i ciągle traktuje go jak dziecko. Oczywiście, nie ma na niego żadnego wpływu i w momentach matczynej porażki, bezradni jak ona, cierpimy z nią. Oma, babka Kohoutka, grana z nerwem i błyskiem w oku przez Annę Chodakowską, zwierza się tylko nieznajomej, tak się składa, że właśnie przybyłej aktualnej kobiecie wnuka, czyli bardzo młodej, pięknej, pełnej seksapilu Justynie Kowalskiej - zaniedbywanej i oszukiwanej przez kochanka. Oma skarży się, że nie jest dobrze traktowana przez rodzinę. Musi robić nie to, co sprawia jej przyjemność, a to, co jej każą. Pani Wandzia, rezydentka w domu Kohoutków, w tej roli Anna Gryszkówna, jak ambitna, odpowiedzialna, znająca życie matka, narzuca rygor ćwiczeń gry na instrumentach muzycznych córce Elżuni, uroczej Laury Pajor, która nie zawsze ma na to ochotę, ale nie potrafi się jeszcze otwarcie zbuntować. Pastorowa Anny Ułas, powściągliwa i  z sukcesem zachowuje pozory zadowolenia. Często jednak sygnalizuje, że mąż ją irytuje i drażni. Uduchowiony Pastor Jacka Mikołajczaka i pocieszny ojciec Kohoutka Mirosława Konarowskiego w zasadzie nie mają wpływu na życie społeczności, choć starają się być jej podporą. To kobiety wodzą rej, mówią silnym wspólnym, choć indywidualnie wyrażanym głosem (Chór). Niezależne, pewne siebie, biorą sprawy w swoje ręce.

W gruncie rzeczy to prosta historia o zwyczajnych ludziach, którzy radzą sobie, jak potrafią. Uwikłani w religijne nakazy, tradycyjne spotkania, traktują je z przymrużeniem oka. Dobrze wiedzą, czego potrzebują. Wystarczy im odrobina przyjemności, poczucie wolności, satysfakcji. Wiodą spokojne życie, w miejscu gdzie prawda nie boli, a kłamstwo nie jest nie do udźwignięcia. Zdobyli się na odwagę, by spojrzeć w lustro, zaakceptować to, co ich spotyka i zdecydowali, by jeden z nich, ten, który tego nie rozumie, dał sobie szansę rozwoju, szansę poznania prawdy. By był gotów na inne rozkosze.

INNE ROZKOSZE

Autor adaptacji scenicznej: Robert Urbański
Reżyseria: Jacek Głomb
Scenografia i kostiumy: Małgorzata Bulanda
Muzyka: Bartosz Straburzyński
Ruch sceniczny: Witold Jurewicz.
Reżyseria światła: Jacek Głomb i Małgorzata Bulanda
Realizatorzy światła: Łukasz Obuch-Woszczatyński i Tomasz Księżak
Realizatorzy dźwięku: Marcin Kotwa i Maciej Rybicki
Realizatorzy wideo: Mariusz Chałubek i Paweł Woźniak


Występują: Oskar Hamerski (Paweł Kohoutek, weterynarz), Justyna Kowalska (Aktualna Kobieta Kohoutka), Monika Dryl (Żona Kohoutka; Chór Kobiet), Beata Fudalej (Matka Kohoutka; Chór Kobiet), Mirosław Konarowski (Ojciec Kohoutka), Anna Chodakowska (Oma, babka Kohoutka; Chór Kobiet), Anna Gryszkówna (Pani Wandzia, rezydentka w domu Kohoutków; Chór Kobiet), gościnnie Laura Pajor (Elżunia, córka Pani Wandzi; Chór Kobiet), Jacek Mikołajczak (Pastor), Anna Ułas (Pastorowa; Chór Kobiet) i Mariusz Benoit (Doktor Oyermah)

Premiera - 7 grudnia 2024

Fot. Marta Ankiersztejn / Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

poniedziałek, 9 grudnia 2024

ALICJI NIE BĘDZIE COLLEGIUM NOBILIUM


Niby nie ma w tym spektaklu Alicji, tej z Krainy Czarów Lewisa Carrolla, a jednak tylko deklaratywnie. Bowiem w sposób metaforyczny, przewrotny, no cóż, teatralny - na oczach widzów bystra i zdolna młoda dziewczyna (Julia Ćwian), na początku jakby wbrew sobie, podąża jej tropem, na swój sposób nią się staje. Kaśka docieka, stawia pytania i stara się znaleźć na nie odpowiedzi. AWARIA (neon nad sceną) jest tylko impulsem, sposobnością, wielowariantowym przewodnikiem w jej drodze poszukiwania sensów. Jest wyzwalaczem tematów, które musi poruszyć, by dotrzeć do celu swych wysiłków- do istoty samej siebie, relacji z matką, do rozpoznania świata sztuki, teatru, zawodu aktora. Zrozumienia, kim jest i dlaczego. Pomaga jej w tym otoczenie, nowe wcielenia postaci z książki Lewisa Carrolla, które wspaniale grają studenci IV roku Aktorstwa i Wokalistyki Akademii Teatralnej w Warszawie (Bogumiła Bajor, Jakub Cendrowski, Jędrzej Czerwonogrodzki, Magdalena Dąbkowska, Angelika Jasińska, Karol Osentowski i Żaneta Rus) z udziałem wymarzonego mentora i autorytetu - wspaniałej Anny Seniuk.

Scenariusz Bartosza Porczyka i Michała Pabiana w sposób konsekwentny i metodyczny snuje błyskotliwą opowieść o dojrzewaniu (do zawodu aktora, do życia), a bogata choreografia Eweliny Adamskiej-Porczyk bardzo dynamicznie ilustruje jej kontekst. Pusta, mroczna scena z olbrzymią taflą lustra, z krzesłami, barwną mini garderobą daje pole toczącej się akcji, organizuje budzącą wyobraźnię teatralną przestrzeń dla młodości prężącej się w jednolitych czarnych garniturach, by w końcu indywidualnie mogła założyć tylko sobie przypisany rolą osobowościowy kostium (dekoracja i kostiumy Bartosza Porczyka). W tych warunkach światło budzi do życia, wydobywa z nicości, wzmacnia sens i wyraz wyczarowane osobliwości (reżyseria światła Katarzyny Łuszczyk). Ale bardzo ważna przecież jest w tym spektaklu muzyka (Łukasz Damrych, Mariusz Obijalski, Bartosz Porczyk) oraz teksty piosenek (Rafał Dziwisz, Bartosz Porczyk) - niosące emocjonalny ładunek narracji.

ALICJI TU NIE BĘDZIE to kolejna muzyczna propozycja Teatru Collegium Nobilium, która widzów bawi, zajmuje, rozwija. W pełni satysfakcjonuje. Nie daje chwili wytchnienia. Angażuje. Zaskakuje pomysłowością ujęcia tematu, aranżacjami piosenek, ich pięknym wykonaniem, przykuwającymi uwagę układami tanecznymi. Spełnia w sposób wzorcowy swoje zadanie prezentacji potencjału warsztatowego i zdolności indywidualnych studentów, dbając przy tym o atrakcyjność widowiska, wyrażanej w scenicznej realizacji artystycznej wizji. Brawo!

Pomysł spektaklu jest bardzo dobry, mądrze przeprowadzony, doskonale wokalnie, tanecznie i aktorsko przygotowany, z elementami starej konwencji, ale w nowej formie i w nowoczesnym duchu, choć z bajkowym morałem i życiowym przesłaniem. Z klasą, z elegancją. No cóż, teatr to kraina czarów. Aktorzy to cudowni czarodzieje. Scena to miejsce zaczarowane, gotowe na najbardziej karkołomne próby, na zaskakująco szalone eksperymenty. Wszystko jest tu możliwe, wszystko może się zdarzyć. Jawa spotyka się z fikcją. Prawda z jej odbiciem po drugiej stronie lustra. ALICJA z Alicją/Kaśką/tobą/nami. Ze mną.





ALICJI NIE BĘDZIE

reżyseria: Bartosz Porczyk, Ewelina Adamska-Porczyk
scenariusz: Bartosz Porczyk, Michał Pabian
muzyka: Łukasz Damrych, Mariusz Obijalski, Bartosz Porczyk
zespół muzyczny: Jacek Kita – fortepian, Jakub Szydło – perkusja, Marcel Marcin Piszczorowicz – perkusja
teksty piosenek: Rafał Dziwisz, Bartosz Porczyk
reżyseria światła: Katarzyna Łuszczyk
choreografia: Ewelina Adamska-Porczyk
dekoracja i kostiumy: Bartosz Porczyk
asystent dekoracji i kostiumów: Łukasz Kubiak
przygotowanie wokalne: Anna Serafińska, Natalia Kujawa, Małgorzata Majerska
reżyseria dźwięku: Jakub Zaczkowski,Juliusz Gadaj, Szymon Nalepa
reżyseria video i projekcji: Michał Mazurek, Marcin Almert
asystentka: Jowita Kropiewnicka

Głos: Anna Seniuk
.
OBSADA:
Motyl/Elka – Bogumiła Bajor
Serce/Piotrek – Jakub Cendrowski
Niekapelusznik/Mirek – Jędrzej Czerwonogrodzki
Alicja/Kaśka – Julia Ćwian
Dodo/Cześka – Magdalena Dąbkowska
Kot/Ola – Angelika Jasińska
Pan TIK TAK/Bartek – Urszula Rossowska (III rok)
Pan TIK TAK/Bartek – Karol Osentowski
Królowa/Gośka – Żaneta Rus

Fot. Bartek Warzecha i Michał Mazurek