piątek, 19 stycznia 2024

FOBIA NOWY TEATR


Jeżeli sztuka ma wstrząsać i rozsadzać, to ten spektakl to czyni. Jeżeli ma burzyć nasz święty spokój z uśmiechem na ustach, tym lepiej. Świat nie jest taki zły, jest jeszcze gorszy. Bo real bardziej boli. Rani. Udziwnia. Przekonajcie się sami, jak bardzo. Teatr czeka. Powodzenia:) 

FOBIA Nowego Teatru w Warszawie w reżyserii Markusa Öhrna, trzeci spektakl po SONACIE WIDM Strindberga (2017r.) i TRZECH EPIZODACH Z ŻYCIA RODZINY (2021r.) składa się z trzech epizodów: rodzina(sfera prywatna, salon), korporacja(sfera społeczna, gabinet w biurze), sztuka(kreacja destrukcji, pokój hotelowy). Kojarzy mi się nieodparcie z FUNNY GAMES Michaela Hanekego(dwaj młodzi jak Fag Fightersi), z filmami Quentina Tarantino(sposób narracji, w tym czarny humor, przemoc, brutalizm), MECHANICZNĄ POMARAŃCZĄ Anthonego Burgesa( tu my, widownia, podlegamy szokowej, eksperymentalnej, bo poprzez tę sztukę, resocjalizacji). 

Spektakl łączy gatunkowo: humoreskę, komiks, horror, tematycznie: diagnozę mentalną, kulturową, społeczną, tożsamościowo: homo, hetero, eko ideologizmy. Jest beką, która ma wskazać problemy śmiertelnie poważne. Naprawdę istotne. Bezpośrednio wykorzystuje klasyczne i popularne utwory muzyczne(muzyka poważna, pop, hip-hop, improwizacje), wykonywane na żywo(wiolonczelista Michał Pepol i pianista Bartek Wąsik) i malarstwo Karola Radziszewskiego. Z jednej strony jest kontrapunktem, z drugiej zabiegiem formalnym w przewrotny sposób uzasadniającym okrucieństwo, wulgarność, obsceniczność, drastyczność scen i obrazów. Wzmacnia argumenty przemocy. Przejmuje na siebie funkcję manipulacyjną. Prostota stylistyczna podkreśla umowność przekazu, który sprowadza do jasnego, dosłownego, mocnego komunikatu. Jakby już nie można było inaczej, ostrzej. Nie ma subtelności, dwuznaczności, niedopowiedzenia. Suma bodźców prowadzi do jatki jak u Tarantino. Dociera do widzów ze sceny, mimo kamuflażu, bez znieczulenia, bez pocieszenia. Można tylko zamknąć oczy albo wyjść. Pożegnać się(napis krwią na ścianie: BYE, BYE POLAND). Happy endu na pewno nie będzie.

Przestrzeń gry(scenografia Markusa Öhrna i Karola Radziszewskiego)  wygląda jak teatrzyk dla dorosłych, jakiś ślepy zaułek w labiryncie życia-biały kontener z kilkoma stereotypowymi rekwizytami, krwistą kurtyną. Taki sam w miniaturze używa w pracy nad spektaklem w trzeciej części spektaklu w pokoju hotelowym Markus Öhrn. Muzycy z instrumentami usytułowani są na zewnątrz. Aktorzy(Magdalena Popławska, Ewelina Pankowska, Piotr Polak, Wojciech Kalarus i Jan Sobolewski) to pozbawione indywidualizmu figury-lalki z maskami(ojciec, matka i córka), różowymi kominiarkami na głowie( zaprowadzający różowy terror członkowie Fag Fighters-projekt z 2007r. Karola Radziszewskiego), posiadające zmieniony głos, obrazy Karola Radziszewskiego(portrety znanych postaci ze świata polityki i sztuki, abstrakcyjny krajobraz, portret zbiorowy mężczyzn o nagich torsach), bogata ilustracja muzyczna, rozszerzająca wymowę artystyczną, wizualizuje świat współczesny- zakłamany, okrutny i zły. Rodzina to suma jednostek sobie kompletnie obcych, niekompatybilnych(obraz pierwszy). Biznes z kolei instrumentalnie żeruje na modnych tendencjach, ideologiach, tematach bez sięgania do istoty rzeczy(obraz drugi). Artysta, tu bez maski Markus Öhrn, tworzy chcąc wzbudzić sensację, w końcu sam staje się tworzywem ostatecznego dzieła(obraz trzeci). Fag Fightersi, "pedalscy wojownicy", wdzierając się z kijami bejsbolowymi w przestrzeń bohaterów, ujawniają prawdę o wypieranej homofobii ale również o sobie. Nie odbiegają od tego, z czym walczą. Traktują siebie, jak tych, których karzą. Są ucieleśnieniem homofobii na wyrafinowanie perwersyjny sposób w oparach asfaltowego humoru. 

W spektaklu chodzi nie tylko o homofobię( jej źródła, przejawy, ukrywanie, wypieranie, przemilczanie) ale o wizualizację lęku współczesnego człowieka przed niezafałszowanym sobą, wyrażaniem tego, co w rzeczywistości myśli, czuje, czego pragnie, kim jest. Pokazuje próbę panowania nad paniką, która powoduje jego dezercję z walki o prawdę, zmusza do przywdziania kostiumu ogólnie akceptowanych społecznie barw ochronnych, w dodatku w kamuflażu gwarantującym anonimowość(maski, kominiarki), w efekcie ucieczkę w głąb siebie, poddanie się presji wszelkiej poprawności. Prowadzi to do ekspansji hipokryzji, zaburzonej komunikacji(nikt nikogo nie słucha, brak więzi, uczuć) udziwnienia siebie, świata, sztuki. Kumulującej się frustracji, ekstremalnej agresji. Destrukcji. Markus Öhrn z Karolem Radziszewskim w sposób prowokacyjnie brutalny, bezceremonialnie błaznując, demaskuje i oskarża to, co miało być dobre i postępowe, nowoczesne(prawda o LGBT+, ochrona środowiska, zdrowe żywienie) a w swym rozwoju się wynaturzyło, spotworniało, osunęło w banał. I skończyło(w spektaklu) spektakularną masakrą. Zamiast być jedną z możliwości wyboru, stało się tyranią poprawności, dyktaturą mody, niewolą wolnej woli. Wielką samotnością współczesnego człowieka pozbawionego indywidualizmu. Będącego swoją własną, boleśnie ironiczną karykaturą. Człowiekiem FOBIĄ.


FOBIA

Koncepcja i scenariusz - Markus Öhrn i Karol Radziszewski
Reżyseria - Markus Öhrn
Scenografię zaprojektowali Markus Öhrn i Karol Radziszewski
Obrazy - Karol Radziszewski
Maski - Makode Linde
Kostiumy zaprojektowała Saskia Hellmann
Muzyka - Michał Pepol i Bartek Wąsik
Za rekwizyty specjalne odpowiada Rob Kowanski


Występują: Magdalena Popławska, Ewelina Pankowska, Piotr Polak, Wojciech Kalarus i Jan Sobolewski.

W spektaklu wykorzystano następujące utwory:
Obrazy z serii Poczet Karola Radziszewskiego prezentowane dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
Biografie bohaterów Pocztu Karola Radziszewskiego autorstwa Wojciecha Szymańskiego
Rota słowa: Maria Konopnicka, muzyka: Filip Nowowiejski
Hu, hu, ha, nasza zima zła Maria Konopnicka
Tęcza Maria Konopnicka


W spektaklu wykorzystano następujące utwory muzyczne:

W spektaklu wykorzystano następujące utwory muzyczne:
Anton Dvořák „Humoreska op. 101 nr 7”
Michał Pepol, Bartek Wąsik „Fobia. Posiłek”
Michał Pepol, Bartek Wąsik „Fobia. Joga”
Gloria Gaynor „I will survive”
Michał Pepol, Bartek Wąsik „Fobia. Quiz. Król 1”
Karol Szymanowski „Pieśń Roksany” z opery „Król Roger”
Michał Pepol, Bartek Wąsik „Fobia. Tęcza”
„Rota” słowa: Maria Konopnicka, muzyka: Filip Nowowiejski
Karol Szymanowski „A chtóz tam puka”
Michał Pepol, Bartek Wąsik „Fobia. Korporacja”
Michał Pepol, Bartek Wąsik „Fobia. Król 2”
Claude Debussy „Popołudnie Fauna”
„Puszek okruszek” muzyka: Jarosław Kukulski, słowa: Jerzy Dąbrowski
Tekla Bądarzewska-Baranowska „Modlitwa Dziewicy”
Johannes Brahms „Kwartet fortepianowy c-moll op. 63" część 1
Michał Pepol, Bartek Wąsik „Fobia. Pobicie”
Michał Pepol, Bartek Wąsik „Fobia. Techno Kościół”
„The winner takes it all” słowa: Björn Ulvaeus, muzyka: Benny Anderson
Gabriel Faure „In paradisum”

Premiera - 7 listopada 2023

fot. Maurycy Stankiewicz / mat. teatru

piątek, 12 stycznia 2024

BARON MÜNCHHAUSEN DLA DOROSŁYCH TEATR NARODOWY W WARSZAWIE

 

Maciej Wojtyszko napisał i wyreżyserował w Teatrze Narodowym w Warszawie sztukę BARON MÜNCHHAUSEN DLA DOROSŁYCH w formie klasycznej, dla każdego. Choć nie unika ironii, chce rozmawiać poważnie o kondycji polskiego inteligenta. W tym kontekście pośrednio stawia pytanie: co z tą Polską?

Baron Műnchhausen, główny bohater sztuki, wydaje się być całkowicie odklejony od rzeczywistości. Ale tylko pozornie. Jest człowiekiem starym, zwariowanym, pełnym fantazji. Mędrcem w masce błazna. Wymyka się wszelkim regułom, choć je zna i gdy trzeba stosuje, co pozwala mu przetrwać mimo przeciwności losu, działania czasu, zapuszczającej w te rewiry swe macki polityki. Jego świat się rozpada, razem z nim się zestarzał, bez wątpienia to końcowy etap Barona życia. Jednak wysoko trzyma gardę. Pozostaje ostoją wolności, niezależności, sztuki. Tradycji. Nieposkromionej witalności, bogatej wyobraźni, nie obawiającej się śmieszności starości, która nie rezygnuje ze zwariowanych pomysłów. W jego szaleństwie jest metoda na ocalenie siebie i rodziny, na podtrzymanie radości życia, uratowanie jego sensu i wartości. To odpowiedź na szaleństwo świata. Niezgoda na nie. Samoobrona. 

Odbiegające od normy, szokujące dla otoczenia zachowanie Műnchhausena są zbroją czyniącą go niewidzialnym, nieistotnym, niegroźnym w oczach rodziny(choć budzi jej uzasadniony niepokój),  władzy. Są kamuflażem odwracającym uwagę, oswajaniem strachu, neutralizowaniem lęku. Zwłaszcza gdy dotyczy osoby, którą starość degraduje, osłabia, bo odbiera z czasem wszystko. Oprócz sprytu, wiedzy, inteligencji. Dlatego warto mieć zawsze asa w rękawie, ukrywać go skutecznie przed światem galopującego absurdu, głupotą władzy, ślepym fatum. To gwarantuje ocalenie. Daje szansę przetrwania. Oferuje względny spokój ducha. Dowodzi sukcesu zaplanowanej obrony. 

Wojciech Stefaniak wyczarował zniszczoną komnatę zamku z imponującymi rekwizytami(klawesyn, armata). Winna przygnębiać a jest malownicza, na swój sposób intrygująca. Zużyta przestrzeń wizualizuje upadek, jest zmyślnym kamuflażem-kontekstem dla  Barona. Podłoga pod klawesynem się zapadła, szyby w oknach są rozbite, mozaika podłogi jest wytarta, straszy oblepiony sadzą kominek, mebli właściwie nie ma.  Na tym tle aktorzy w pięknych, z pietyzmem i smakiem wystylizowanych kostiumach Martyny Kander wyglądają wspaniale. Jak rajskie ptaki uwięzione w zaśniedziałej klatce. Muzyka Iriny Blokhiny i światło Karoliny Gębskiej wzmacniają nastrój niezwykłości i tajemnicy, sytuacji, które zaskakują. A efekt kaskaderski Andrzeja Słomińskiego dopełnia fantazji całości.  Jednak jest to świat w ruinie, niby nic nie wart. A mimo to smaczny kąsek dla władzy, która chce go przejąć i zaprowadzić swój porządek. Ostatecznie chodzi o Barona: rozprawiłaby się z tym, co jej się wymyka i dzierżyłaby kontrolę nad tym, co ją ośmiesza.  A jednak jej się nie udaje. Inteligencja, intuicja i pomysłowość  Műnchhausena, artysty, zwycięża. Prokurator-na wejściu napuszony i groźny- pokonany, jak niepyszny znika.

Baron Műnchhausen jest dla Jana Englerta rolą szytą na miarę. To cudowne gdy poprzez swą pracę można wyrazić siebie, zdefiniować rozumienie świata, swoje w nim miejsce. Sztuka dla aktora jest tym, czym dla Műnchhausena traumatyczne doświadczenie z czasów wojny. Uzmysławia i uczy tego, co daje siłę, napęd, możliwość przetrwania we wrogim świecie, którego się nie do końca akceptuje, który ciągle rozczarowuje, atakuje, zagraża. Jest szansą, może mało realną, na jego zmianę. Siła wyobraźni pozwalająca tworzyć rzeczywistości alternatywne, podsuwająca najbardziej szalone, nieprawdopodobne rozwiązania jest kreacją ocalenia, radzenia sobie z przeciwnościami, z losem. Z systemem, ludźmi. Otwiera wyjście awaryjne w sytuacjach z pozoru beznadziejnych. Jan Englert, mistrz nad mistrze, gra wspaniale a nawet wystarczy, że jest na scenie. Mówi lekko, jakby od niechcenia. Igra z widzami, licząc że go zrozumieją. Bo uwielbiają go na pewno. Podobnie zachwyca naturalna, swobodna, ujmująca w swej roli Ewa Wiśniewska. Gra jakby odsłaniała nam samą siebie, bez widocznego, wyczuwalnego do swej postaci w sztuce dystansu.  Znakomita, bo skupiona, przejmująca jest Patrycja Soliman w roli Emilii i debiutujący na scenie Narodowego Ireneusz Czopa jako groteskowo groźny Prokurator. I to jest ten poziom opanowania warsztatu aktorskiego, który stapia bohatera dramatu z grającym go aktorem. Udowodnia, że martwą/nieistniejącą/wymyśloną przez autora sztuki osobę może aktor poprzez siebie uruchomić/wskrzesić. Jakby postać przedstawiana była dybukiem. Przemiana człowieka jest więc możliwa, choć wymaga szczególnej wrażliwości, niezwykłej wyobraźni, odwagi w podejmowaniu ryzyka. Miłości. W teatrze dokonuje się na oczach widzów. Choć dla większości pozostanie niezgłębioną tajemnicą. Nie jest wymysłem szalonych, wariackich zmysłów a grą, kreacją. Sztuką. I spektakl ten, nie licząc na wygraną Műnchhausena, którym może być każdy z nas, jest jej najwyższą pochwałą. 



Sztuka tworzy rewir istnienia, który daje nadzieję. Kreacja mówi, że nie musi być tak, jak jest, może być inaczej. Bo jeśli jest możliwa i wiarygodna na scenie teatralnej, może być skuteczna na prawdziwej, każdego z nas, scenie życia. Sztuka uczy odwagi, by spróbować zmierzyć się ze sobą nie takim, jakim nas świat sformatował, ale by siebie w swej najlepszej wersji samemu kształtować. I wziąć za to odpowiedzialność. A przy okazji dobrze się rozerwać. Bo życie to nie sam ból i krew ale też zabawa i śmiech. Nie należy pozbawiać się marzeń, nie dopuszczać najbardziej zwariowanych fantazji do spełnienia. Spektakl dowodzi, że rezygnacja z walki, poddanie się rozpaczy w okresach trudnych, w czasach złych staje się największą, bo prowadzącą do katastrofy, desperacją, i w konsekwencji już nie kreowanym, ale budzącym grozę, obłędem. Nie granym ale prawdziwym szaleństwem.




BARON MÜNCHHAUSEN DLA DOROSŁYCH 
MACIEJ WOJTYSZKO

reżyseria: Maciej Wojtyszko
scenografia: Wojciech Stefaniak
kostiumy: Martyna Kander
muzyka: Irina Blokhina
reżyseria światła: Karolina Gębska
efekt kaskaderski: Andrzej Słomiński               



fot. Krzysztof Bieliński                                                             

środa, 10 stycznia 2024

ALICJI KRAINA CZARÓW TEATR NARODOWY W WARSZAWIE



ALICJI KRAINA CZARÓW to spotkanie ze sztuką niezwykłej urody, dowodzącej mocy artystycznej sugestii.  Twórcy odsłaniają przed widzem czuły obraz zmagania się człowieka ze światem, losem, samym sobą. Spektakl jest piękną wizją możliwości odkrywania piękna, różnorodności świata i uczenia się panowania nad życiem i śmiercią, nad sobą. Spełnia marzenie małych i dużych (w nas dorosłych) dzieci, by przeżyć bajkę. Wizualizuje sen jawy o podświadomych lękach, mrocznych niepokojach, obawach. Ten teatralny seans teatralnej terapii jest próbą rozbrojenia przeczucia bezsensu, związanego z nim bólu, cierpienia, rozczarowania. Staje się przewodnikiem na ścieżce dojrzewania: uczenia się przetrwania, kształtowania postawy poszukiwania, odkrywania, radzenia sobie z trudnościami, stratą. Pokazuje ratunek w niedoli poprzez smakowanie cudowności istnienia. Dostrzegania mądrości sztuki, natury świata, człowieka. Wykorzystywania potęgi wyobraźni. Docenienie siły kreacji. Tego, co ludzi unosi, wyzwala, uwalnia. Ocala i czyni szczęśliwymi. Alicja wyczarowuje krainę czarów, by być w niej razem z synem, z nami. Chce rozproszyć wątpliwości, zagłuszyć smutek, ocalić wszystko, co najważniejsze. 

Teatr jest misterium stwarzania w nas, ludziach, świata alternatywnego, głęboko zakorzenionego w twardej rzeczywistości. To skuteczne medium tłumaczenia tego, co trudno zrozumieć. Czego nie sposób wprost przeniknąć. Przekonywania, że wszelkie antynomie stanowią konieczne dopełnienie dla istnienia harmonii. Bo życie jest wartością samą w sobie. Ale wymaga wiary, nadziei i miłości, by się mogło spełnić. Spektakl w swej spektakularnie sugestywnej inscenizacji udowadnia, że można a nawet należy nie ustawać w znajdowaniu sposobu, żeby czule uczyć przeżywanie życia, akceptacji wszelkiej zmiany, śmierci. By ocalić radość. Nie ulegać smutkowi. By sobie z tym, co może zabić, radzić. Dlatego wprowadza atmosferę snu, dojrzewania poprzez sięganie do podświadomości. Do marzeń, wspomnień, wzruszających więzi z osobami kochanymi, światem natury i sztuki. Do siebie samego z przeszłości.

Dlatego spektakl ten jest tak ważny, piękny, niezwykły. Pełen magicznych barwnych obrazów, dźwięków, muzyki, niemożliwych spotkań, szalonych postaci. Poezji. Czaru. Jest zaproszeniem do świata osobistych przeżyć, do podróży w czasie. Bo wszystko tu jest możliwe.

Czapki z głów dla wszystkich twórców i wykonawców. Bez wyjątku. To był efekt trudnej do wyobrażenia pracy, wspaniałej gry. Dla widzów niezapomniana lekcja i ogromna przyjemność!



ALICJI KRAINA CZARÓW na motywach powieści Lewisa Carrolla

Reżyseria : Sławomir Narloch
Scenografia: Martyna Kander
Kostiumy: Martyna Kander
Muzyka: Jakub Gawlik
Choreografia: Anna Hop
Reżyseria światła: Karolina Gębska
Adaptacja: Sławomir Narloch
Teksty piosenek Sławomir Narloch
Przygotowanie wokalne Magdalena Czuba
Asystentka reżysera: Magdalena Czuba
Realizatorzy dźwięku: Marek Szymański, Hubert Majewski, Mariusz Maszewski
Realizatorzy światła: Zbigniew Szulim, Bartłomiej Kaczalski, Krzysztof Łukasz Stefan
 
Obsada:

Ewa Konstancja Bułhak (Alicja)
Cezary Kosiński (Syn)
Paweł Paprocki (Szalony Kapelusznik)
Anna Lobedan (Królowa Kier, Flaming, Chórzystka)
Hubert Paszkiewicz (Król Kier, Flaming, Chórzysta)
Oskar Hamerski (Niby Żółw, Dwójka, Flaming, Chórzysta Królowej Kier)
Bartłomiej Bobrowski (Gryf, Flaming, Chórzysta Królowej Kier)
Paulina Szostak (Elsie, Dziesiątka, Flaming)
Henryk Simon (Rycerz, Szóstka, Flaming, Chórzysta Królowej Kier)
Kacper Matula (Jelonek, Siódemka, Flaming, Chórzysta Królowej Kier)
Grzegorz Kwiecień (Humpty Dumpty, Flaming, Chórzysta Królowej Kier)
Robert Czerwiński (Komar, Ósemka, Flaming, Chórzysta Królowej Kier)
Jakub Gawlik (Pan Gąsienica, Chórzysta Królowej Kier)
Piotr Piksa (Śpiewak Królowej Kier, Piątka, Flaming)
Kamil Mrożek (Jeż, Flaming, Chórzysta Królowej Kier)
z udziałem dzieci:
Michał Pietruczuk (Synek)
Mikołaj Wachowski (Synek)
Felicja Nizińska (Dziewczynka)
Janina Kozłowska (Dziewczynka)
oraz gościnnie:
Magdalena Czuba (Śpiewaczka Królowej Kier, Flaming)
Ewa Bukała (AT) (Flaming, Chórzystka Królowej Kier)
Patrycja Grzywińska (Flaming, Chórzystka Królowej Kier)
Karolina Gwóźdź (Flaming, Chórzystka Królowej Kier)
Kamila Najduk (Flaming, Chórzystka Królowej Kier)
Paulina Wróblewska (Flaming, Chórzystka Królowej Kier)
Maciej Karbowski (AT) (Flaming, Chórzysta Królowej Kier)
Wojciech Melzer (Flaming, Chórzysta Królowej Kier)
Mikołaj Śliwa (Flaming, Chórzysta Królowej Kier)
i Orkiestra Szalonych Kapeluszników
Paweł Paprocki (instrumenty klawiszowe )
Kacper Matula (gitary, guitalele)
Jakub Gawlik (akordeon)
Henryk Simon (instrumenty perkusyjne )

na motywach powieści Lewisa Carrolla „Przygody Alicji w Krainie Czarów” oraz „O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra” w przekładzie Macieja Słomczyńskiego.

fot.: Marta Ankiersztejn

KOMEDIANT TEATR NARODOWY W WARSZAWIE

 

Jak można się czuć, gdy wszystko, czego się doświadcza rozczarowuje, jest bez wyrazu, sensu, praca pozostaje sztuką dla sztuki, każdy wysiłek nuży, doprowadza do rozpaczliwej irytacji, a wszelkie starania nie przynoszą oczekiwanego efektu? Kim jest człowiek bez złudzeń, bez sił, bez nadziei, który  jest ambitny, wie, czym dla każdego człowieka może być sztuka? Ten, który się wypalił, zgrał, zużył. I stoi u kresu życia. Na śmietniku własnej historii.

To stan Bruscona, dyrektora rodzinnej trupy teatralnej, głównego bohatera spektaklu KOMEDIANT, dramatu Thomasa Bernharda, wyreżyserowanego w Teatrze Narodowym w Warszawie przez Andrzeja Domalika. Artysta znalazł się w przestrzeni ubogiej, zniszczonej, odpychającej, w miejscu gdzie diabeł mówi dobranoc, w Utzbach. Podła gospoda ma stać się teatrem, a przybyła z nim rodzina aktorami, którzy mają tu grać jego sztukę. Życie codzienne przeplata się tu ze wzniosłą sztuką, aktorskie tyrady z mową potoczną, relacje zawodowe z relacjami bliskich sobie osób, dominacja ojca, męża tyrana z milczeniem, uległością pozostałych, bo mają doświadczenie, że interakcja z nim nie ma sensu. Może przynieść tylko upokorzenie, wyzwolić wzgardę, sprowokować histeryczną złość. Na takim fundamencie nie można zbudować nic wartościowego, pięknego, dobrego-nawet w rewirze sztuki. Jedynie samo zło. I choć na koniec Bruscon odchodzi, uwalniając wszystkich od siebie, to skutki jego postępowania żyją nadal. Zło nie umiera nigdy. 

Inscenizacja podkreśla dramat Bruscona, osoby-instytucji, która jest odpowiedzialna za członków rodziny, za teatr, za sztukę. Ma odwagę, aspirację, ambicję tworzenia. Ukazuje klęskę artysty, porażkę człowieka, przewagę  świata obojętnego na los człowieczy, podkreśla prymat realiów codzienności nad fajerwerkami spowodowanymi kontaktem ze sztuką. Demaskuje daremność wszelkich wysiłków indywidualnych, co od początku nie daje szans na oczekiwany sukces. Świadomość tego  wraz z dojmującym uczuciem starości, która ze swej natury odbiera człowiekowi wszystko, rodzi w nim poczucie rozczarowania, bezsensu, gniewu, goryczy, potęguje frustrację.  To wzmaga gwałtowne reakcje, nasila despotyczne zachowania. Odbiera głos atakowanym, ogranicza ich prawo samostanowienia, pacyfikuje też ich rację. Bruscon Jerzego Radziwiłowicza jest przegranym, bezsilnym megalomanem, żałosnym kabotynem, komediantem tułaczem, który oskarża wszystkich o niepowodzenia, nigdy siebie. Im większa jest jego małość jako artysty, tym mniejsza wielkość jako człowieka.

Jerzy Radziwiłowicz swą grą personifikuje trudną do zniesienia presję manii wyższości, słuszności, dominacji. Przedstawia osobę, która jest irytująco manieryczna, brutalnie agresywna, w sposób podły złośliwa wobec czego można tylko milczeć, co nie oznacza zgody, przyzwolenia, akceptacji ale jest wyrazem strachu, zapewnieniem sobie świętego spokoju, gwarantuje możliwość przetrwania. Nie sposób takiego Bruscona lubić, akceptować, popierać. Nie można mu współczuć. Jest despotyczny, żałosny, groteskowy. W swych powtarzających się zapętleniach narzekań napastliwy, nieprzyjemny, prostacki, w końcu nieznośnie męczący. Nawet jeśli się stara. Nawet jeśli okazuje w przypływie słabości spontaniczność, uczuciowość, ciepło. Nie da się wierzyć w jego szczere intencje, w słuszność wywodów, tyrady chorej logiki. Nie jest wiarygodny, ma słabe argumenty, stosuje siłowe rozwiązania. Aktor pozwala nam postrzegać go jako przyczynę destrukcji, niepowodzenia, schyłku każdego wysiłku. W sumie przedstawia nam człowieka pozornie niegroźnego, słabego, bezsilnego. Ale to milczenie otoczenia, służalczość wobec niego, bierny opór mówią same za siebie. Jest obroną obliczoną na przeczekanie, sposobem na wchłonięcie wiecznego utyskiwania, niezadowolenia, narzekania. Stygmatyzowania. Dręczenia. Córka (Zuzanna Saporznikow) wygląda jak manekin(charakteryzacja, kostium, ruch), żona(Aleksandra Justa) jak ofiara przemocy domowej(milcząca, wycofana, uległa, jedynie jej czerwona suknia jest formą ostrego sprzeciwu), rezygnujący z walki syn(Hubert Łapacz) z narzuconą przez ojca rolą nieudacznika(nieustanne uwagi, korekty, obelgi), oberżysta(Arkadiusz Janiczek) jest służalczy, jego żona(Kinga Ilgner) przejęta, lekko wystraszona. 

To nie jest tylko dysfunkcyjna rodzina w świecie, który trzeba dla swych potrzeb zdobyć(dla sławy, pieniędzy, przetrwania) ale cale społeczeństwo w pigułce, w laboratoryjnym eksperymencie teatru. Wizualizacja splątania mentalnego, starczego uwiądu, braku więzi, zaburzonej komunikacji, zaburzonych relacji. Kapitulacja woli walczącej o swoje. Dominacja goryczy, irytacja zawodu, wulgaryzm rozczarowania tyrana generuje zjadliwe uwagi, obraźliwe oceny, niesprawiedliwe etykiety, które demaskują jego super ego, całkowity brak kontaktu z rzeczywistością o tyle niebezpieczny, bo rodzący pogardę, skutkujący poniżeniem i wzbudzający poczucie winy oraz niską samoocenę w najbliższych. W tym przypadku przeciętność nie ma już złudzeń, zatraciła się w gniewie, agresji, oskarżaniu. Przeliczyła w zamiarach z powodu braku talentu, szczęścia, siły.  Bruscona sztuka teatru i życia nie wyzwala tego, co jest w nim samym i innych pozytywne, nierozwinięte, nie odkryte. Dobre. Nie uszlachetnia, nie wynosi ponad poziomy, w efekcie jest siłą niszczącą, destruktywną, bezowocną. 

Bruscon nie ma dystansu ani do siebie, ani do innych, ani do rzeczywistości, w jakiej się obraca a ośmiesza w tym spektaklu kondycję ludzką, bo potrafi w swej sytuacji tylko tłamsić, wyszydzać i niszczyć innych. Krzywdzić. Przeczuwa, że jest skończony. Bez stosownej do wieku cierpliwości, bez mądrości, dystansu, poczucia humoru. Jest zrzędliwym, niezadowolonym kabotynem, bufonem, satrapą. Starcem w ślepym zaułku. Choć głęboko dotknięty porażką jeszcze walczy, jeszcze warczy. W końcówce. Nie budzi litości, współczucia, zrozumienia. Cieszy go tylko rosół. Smak zapowiedzi ostatecznej straty.



Komediant Thomas Bernhard

przekład: Jacek Stanisław Buras
reżyseria: Andrzej Domalik
scenografia i kostiumy: Jagna Janicka
muzyka: Mateusz Dębski
reżyseria światła: Karolina Gębska

obsada: Jerzy Radziwiłowicz, Aleksandra Justa, Hubert Łapacz, Zuzanna Saporznikow, Arkadiusz Janiczek, Kinga Ilgner

premiera: 13.05.2023

fot.: Marta Ankiersztejn

wtorek, 2 stycznia 2024

PODWÓJNY Z FRYTKAMI TEATR DRAMATYCZNY W WARSZAWIE

Spektakl PODWÓJNY Z FRYTKAMI  w Teatrze Dramatycznym w Warszawie przywołuje otwarcie 17 czerwca 1992 roku pierwszego w Polsce McDonalda na skrzyżowaniu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej. Był to symboliczny moment końca komunizmu, gdy nareszcie żyć się miało jak na obrzydliwie bogatym, nieskończenie wolnym, niemożebnie sytym Zachodzie. W nowym wspaniałym świecie- dającym po dekadach braku wszystkiego-  możliwość wyboru, decydowania, zasmakowania owoców zakazanych , bo dotąd niedostępnych. W efekcie szansę wyeliminowania sytuacji, gdy wszystko trzeba załatwiać, gdy nie można obejść się bez kombinowania, produkcji towarów zachodnio podobnych, jak to górale mówią, produkowanych  samokosztem-bo nic nie było dostępne w sposób cywilizowany. Wejście na polski rynek sieci McDonalda uwiarygodniało rzeczywistą realizację marzenia dostatku, sytości. Było symbolicznym końcem czasów upokarzającej biedy, nudnej monochromatyczności, narzuconej siłą powściągliwości i byle jakiej pracy za byle jaką płacę. Eksplodował róg wszelkiej obfitości. Wszystko wydawało się być w zasięgu możliwości. Życie stawało się kolorowe, pozbawione barier, granic, zakazów. Radosne. Obiecywało spełnienie.

Spektakl stara się przywołać z pamięci Polaków nie chorobliwą fascynację Zachodem, mamoną kapitalizmu ale początek zmiany prowadzącej w perspektywie do dobrobytu, która dokonywała się bez świadomości skutków. Jacek Kuroń w osobie Katarzyny Herman, przecinający w nieskończoność wstęgę, nie wie jeszcze, że zostanie zapamiętany nie z powodu inauguracji dystrybucji frytek z hamburgerem a zupy dla każdego potrzebującego, tak zwanej kuroniówki. Dziś, po trzydziestu latach obecności nie tylko tej tej sieci w naszym kraju spektakl demaskuje złudzenie, że kapitalizm to system doskonały, prowadzący ludzi ku pełnej wolności i szczęściu. Niestety, ma w swym genotypie zakodowane błędy i wypaczenia. Mielizny i niedoskonałości. Pułapki. 

Odkrycie, że z wolnością nierozerwalnie wiąże się odpowiedzialność, nieustająca walka o jej utrzymanie skutkuje gorzkim smakiem rozczarowania. Radość zwycięstwa z obalenia systemu socjalistycznego była tak wielka, że zagłuszała zdrowy rozsądek. Zrodziła zdziwienie, że za luksus wolnego wyboru trzeba zapłacić. Bo nie ma nic za darmo. Bo trzeba być na nieograniczoną konsumpcję przygotowanym. A nie było na to ani czasu, ani wystarczającej wiedzy czy możliwości. Po latach pustych półek sklepowych, zaciskania pasa, walki o wszystko wydawało się, że nowy system, a z nim obecność McDonalda w sposób automatyczny spełni marzenie o  zaspokojenie głodu na wszelkie dobra. Uszczęśliwi bezwarunkowo. Tymczasem  pogoń za pieniądzem, lansem,  modą, brutalna konkurencja wolnego rynku spowodowała pogłębianie się różnic społecznych, wyzysk, wzmagała wieczne niezaspokojenie(jedna, dwie torebki firmy LOUIS VUITTON to za mało, wciąż za mało). Odkrycie, że konsumpcja, posiadanie nie daje szczęścia okazała się niespodzianką.

Dziś McDonald nadal jest pełen chętnych na podwójny z frytkami. I nie tylko. Kolejki są długie a pracownicy uwijają się w pocie czoła, by jak najszybciej sprostać zamówieniom. Logistyka jest doprowadzona do perfekcji a jednak trzeba cierpliwie czekać na realizację swojego ulubionego zestawu. Przyzwyczailiśmy się -ci, którzy urodzili się po 1992 roku nie musieli-do mundurków pracowniczych firmy, ciężkiej pracy na zmiany, rotacji pracowników. Ale też zaklejającej usta glazury frytek, ulepka coca coli, smaku buły, wymuszonego uśmiechu obsługujących czy czego tam indywidualnie jeszcze. Do sprzątania podczas posiłków(szufelka, zmiotka i unoszący się kurz, zmywanie mopem podłóg) ja nie przyzwyczaję się nigdy.  

Spektakl jest przyjemną impresją, zgrabnie wycyzelowaną formą, delikatnie kumulującą sensy łączonej przyczyny ze skutkiem dokonujących się zmian w Polsce. Dynamika ruchu scenicznego(pracownicy na wrotkach), jak i użyte media (wywiady na gorąco, eskalujące dramatycznym zmęczeniem otwarcia kolejnych McDonaldów) podkreślają prezentowane treści. Podobnie działają wypowiedzi przejętych pracowników: uśmiechniętego klowna Ronalda, młodej dziennikarki, kultowego Jacka Kuronia, ambitnego architekta. Pomysł na scenografię (Łukasz Mleczak) jest świetny- widzowie zasiadają w dekoracjach typowych dla wystroju sieci McDonald.  Jest przyjemnie, przyjaźnie, zabawnie. Nie ma napięcia, zaskakujących emocji-może dlatego, że klientami na widowni są już ci, którzy ją doskonale znają.  Wypowiedź artystyczna jest soft dramatyczna. Delikatnie punktująca,  niemal niezauważalnie krytyczna, w otulinie bezpiecznego samozadowolenia zgromadzonych. Być może dlatego, że protest firmy byłby piorunujący. Pokazałby prawdziwy obraz brutalnego, bezwzględnego działania niewidzialnej ręki kapitalizmu. Siły władzy, potęgi prawa, mocy korporacyjnego pieniądza. Realnego kapitalizmu. 

Szkoda, bo można było ująć temat(Jan Czapliński), zagrać(Katarzyna Herman-Jacek Kuroń, Marianna Linde, Lidia Pronobis, Agata Różycka, Michał Sikorski-Architekt, Konrad Szymański-Klaun – Ronald McDonald, Ewa Radzewicz -operatorka kamery live), wyreżyserować(Piotr Pacześniak) ten spektakl ostrzej, dosadniej, mocniej. Mimo powodującej zawrót głowy choreografii(Krystyna Lama Szydłowska), wystylizowanych kostiumów(Zoya Wygnańska), muzyce(Michał Zachariasz),  wow wideo(Natan Berkowicz i Stanisław Zieliński), magii światła(Piotr Pacześniak, Łukasz Mleczak i Stanisław Zieliński). A jednak jesteśmy w swojskim, dobrze znanym McDonaldzie na podwójnym z frytkami. Syci i zadowoleni. Niewzruszeni, niewstrząśnięci. Normalka.

PODWÓJNY Z FRYTKAMI JAN CZAPLIŃSKI

reżyseria: Piotr Pacześniak
tekst i dramaturgia: Jan Czapliński
współpraca dramaturgiczna: Maciej Bogdański
scenografia: Łukasz Mleczak
kostiumy: Zoya Wygnańska
reżyseria światła: Piotr Pacześniak, Łukasz Mleczak i Stanisław Zieliński
wideo: Natan Berkowicz i Stanisław Zieliński
choreografia: Krystyna Lama Szydłowska
muzyka: Michał Zachariasz

Obsada: Katarzyna Herman(Jacek Kuroń), Marianna Linde, Lidia Pronobis, Agata Różycka, Michał Sikorski(Architekt), Konrad Szymański(Klaun – Ronald McDonald), Ewa Radzewicz (operatorka kamery live).

Premiera 3 lipca 2023

Fot.: Karolina Jóźwik